Życie w rytmie Lao-Lao

4000wysp

Laos, 4000 wysp na Mekongu, wyspa Don Det, „Mekong Dream” – ostatni pensjonat przed mostem, taras na pierwszym piętrze.

Leżę w hamaku przed pokojem wynajętym za 5$ i pochłaniam „W Azji” Terzaniego. Kilka metrów poniżej, Mekong płynie leniwym nurtem, a zachodzące słońce rzuca ciepłe promienie na przeciwległy brzeg. Dzieci bawią się w wodzie, kobiety w sarongach robią pranie, a mężczyźni zażywają kąpieli w mulistych wodach rzeki. Co jakiś czas przepłynie motorówka, burząc rytm codziennych zajęć i wzbudzając radosne, dziecięce okrzyki, ale po kilku sekundach wszystko wraca na właściwy, leniwy tor.

Jedna z córek naszego gospodarza, Pana Home, podchodzi do mnie, dyndającej w hamaku, i wręcza mi menu. Na pierwszej stronie królują napoje: BeerLao – ponoć najlepsze piwo w Azji, i Lao-Lao – lokalna whisky, będąca ulubionym alkoholem laotańczyków. Za 2$ można mieć każdy znany drink w formie laotańskiej. Jak zwykle zamawiam Laojito i naleśniki z bananami i gorącą czekoladą. Niespiesznie wracam do lektury, bo wiem, że kolacji nie dostanę wcześniej, niż za godzinę. Żona Pana Home zdąży zrobić pranie i położyć spać najmłodsze ze swoich dzieci i może wtedy dopiero pomyśli o moich naleśnikach. Na wyspach czas płynie wolniej, nikt się nie denerwuje, nikt się nigdzie nie spieszy, ale to samo dotyczy całego Laosu. Zanim wsiądzie się do autobusu, czas przejazdu warto pomnożyć razy dwa, a do restauracji nie ma po co iść, jeśli nie zarezerwowało się przynajmniej dwóch godzin. Taki jest Laos, a 4000 wysp na Mekongu to idealne miejsce, by się do tego rytmu przystosować.

Strudzeni wędrówką po krajach Azji Południowo-Wschodniej backpackerzy, przyjeżdżają na wyspy w poszkiwaniu spokoju i odpoczynku. Prosty, bambusowy bungalow nad wodą i hamak na ganku, to wszystko co jest im zazwyczaj potrzebne do szczęścia. Życie nocne jest ubogie, wieczorna cisza nocna zmusza właścicieli restauracji do ich wczesnego zamykania, ale tu nikt nie przyjeżdża na imprezę. Don Det to nie Vang Vieng i miejmy nadzieję, że na zawsze tak pozostanie.

My, wypoczęci po pięciodniowym pobycie na kambodżańskiej wyspie, spędzamy na Don Det tylko 2 dni. Wylegujemy się na najwygodniejszych hamakach pod słońcem, jeździmy rowerami wśród pól ryżowych i obserwujemy mieszkańców wioski w ich codziennych obowiązkach. Przede wszystkim jednak, nastawiamy swoje wewnętrzne zegary na powolny, laotański czas.

Więcej zdjęć z 4000 wysp na Mekongu w galerii:

4000 wysp 08-10.10.2012

3 Responses to “Życie w rytmie Lao-Lao”

  1. NO nareszcie jakis wpis. My zwykli śmiertelnicy wciągnięci w wir codzienność lubi się oderwać od rzeczywistosci przy lekturze Waszego bloga;)))))))) Pamiętajcie…………

  2. rexxx pisze:

    Relacja jak z bajki, zdjęcia również. Macie nowego fana i coś czuje, że trochę potrwa zanim przeczytam to wszystko :)

Dodaj komentarz