Nie czuję nóg! Marcin, błagam, ponieś mnie…
Jak dorwę się do łóżka, to przez tydzień się z niego nie ruszę…
Co ja bym oddał dzisiaj za ciepły prysznic!
Żołądek przykleja mi się do kręgosłupa, a nawet nie mam siły podnieść łyżki do ust…
Nie wysiadam z tego trycykla. Zostaje!
Po 10-ciu godzinach wyczerpującego marszu w znacznej cześci w górę, trycykl był najgorszym środkiem transportu jaki mogliśmy sobie wyobrazić, lepszym tylko niż kolejne 2 godziny na własnych nogach.
Trasę z Batad do Banaue przeszliśmy nie w trzy dni, nie w dwa, jak to się zwykle robi, a w jeden, za radą osoby, jak się okazało, dużo bardziej wytrzymałej niż my. Za radą biblii backpackersów, której autor pewnie nigdy nie był na tym szlaku, wyruszyliśmy właśnie w tym kierunku – z Batad do Banaue – zamiast w przeciwnym, wyraźnie łatwiejszym, bo prowadzącym głownie w dół. Wszystko, od początku do końca, łącznie z wyborem przewodnika, zrobiliśmy źle lub na odwrót, ale gdybyśmy dostali ultimatum: w ten sposób albo wcale, zrobilibyśmy to jeszcze raz.
Jak widać na naszym przykładzie, całą trasę można pokonać w ciągu jednego dnia, ale trekking jest wtedy długi i męczący. W innym wypadku jest to przyjemny spacer, wymagajacy nieco ostrożności i skupienia przy pokonywaniu wąskich krawędzi tarasów ryżowych.
Na początku szlak prowadzi zboczem amfiteatru w Batad, wspinając się po kolejnych tarasach na jego najwyższe partie. To najlepszy punkt widokowy na wioskę i majaczące w oddali góry, o ile oczywiście wszystko nie jest spowite gęstą, mleczną mgłą.
Za Batad ścieżka schodzi w dół do doliny, pokonując kilka wartkich strumieni. Tą częścią trasy warto się nacieszyć, bo to jedyne zejście przez najbliższe kilka godzin – potem trasa wije się płasko po dolinie lub wspina się stromymi podejściami w wyższe partie gór. Dolina, której zbocza w całości pokryte są tarasami ryżowymi, to najpiękniejszy fragment szlaku. Tarasy są znacznie bardziej spektakularne niż w Banaue, w dużej mierze dlatego, że jest to czysta natura, niezakłócona przez drogi, pojazdy, ani domy z blachy falistej.
Na trasie mija się dwie wioski: nieco większe Cambulo, w którym funkcjonuje prosty pensjonat i gdzie najlepiej zatrzymać się na noc, jeśli wyrusza się z Banaue do Batad, oraz mikroskopijną Pulę złożoną zaledwie z kilku tradycyjnych domów. W Cambulo funkcjonują niewielkie sklepiki, ale w Puli nie ma już zupełnie nic. Wioski te są kompletnie odcięte od zewnętrznego świata, a ich mieszkańcy widują bardzo niewielu turystów, przez co są cudownie mili i bezinteresowni, ciesząc się z każdego spotkania.
Za Pulą ścieżka pnie się bardzo długo pod górę, docierając do przełęczy, skąd biegnie przez mroczny las mglisty. Podobny, choć dużo mniejszy las, stanowił jedną z większych atrakcji w Malezji, podczas gdy tutaj, na Filipinach, jeszcze nikt nie odkrył jego turystycznej wartości.
Ostatnie kilometry to zejście z gór do asfaltowej drogi, która prowadzi do Banaue przez kilka punktów widokowych na tamtejsze tarasy ryżowe. My, wykończeni po zdecydowanie zbyt długim marszu, wybieramy zdecydowanie zbyt drogiego i niewygodnego trycykla. Z trudem doczołgujemy się do hotelu i płacimy zdecydowanie zbyt dużo za ciepły prysznic o zdecydowanie zbyt wąskim strumieniu. Klniemy pod nosem padając na niewygodne sprężynowe materace, nie doceniając jeszcze tego co zobaczyliśmy. Dopiero następnego dnia, po długim, głębokim śnie i kolejnym prysznicu pojawi się zachwyt i satysfakcja.
Informacje praktyczne – trekking z Batad do Banaue:
– najlepiej wyruszyć w przeciwnym kierunku niż my, czyli z Banaue do Batad – trasa jest łatwiejsza i poza dwoma podejściami, na samym początku i końcu, prowadzi głównie po płaskim lub w dół
– warto przeznaczyć conajmniej dwa dni, by doświadczyć spania w bardzo odległych wioskach; idąc z Banaue nocleg można zaplanować w Cambulo
– warto zaopatrzyć się w prowiant na cały czas trwania trekkingu, za to wodę można uzupełniać w licznych strumieniach spływających z gór
– przewodnik z Batad kosztował nas 1200 pesos, choć później pojawiły się również oferty za 1000 pesos; jest to opłata za jeden dzień, trochę wyższa od standardowej, jako że chcieliśmy zrobić długi odcinek w ciągu jednego dnia; wynajęcie przewodnika w Banaue może kosztować trochę więcej
– trasa nie jest zbyt trudna technicznie, więc można pokonać ją bez przewodnika, ale wtedy warto przeznaczyć więcej czasu na ewentualne zabłądzenia; nie zawsze jest możliwość zapytania się kogoś o drogę, bo poza wioskami szlak jest raczej pusty
– w Batad trekking można przedłużyć o kolejny dzień i wrócić przez wioskę Bangaan do drogi biegnącej w kierunku Banaue
Więcej zdjęć z Batad i okolic w galerii:
Batad 17-19.12.2012 |
Paczki, hello hello! po przeczytaniu tego posta, MariOlka zauważa swego rodzaju podobieństwo:)
Będąc w Nikaragui postanowiliśmy wybrać się nad jezioro Laguna Apoyo, znajdujące się w kraterze wulkanu, oczywiście na własną rękę, wypożyczając rowery. o matko święta – skwar z nieba się lał, zamiast jazdy drogą asfaltową wybraliśmy szutrową trasę i cały czas się gubiliśmy, w końcu mały chłopiec (10 lat) mianował się samozwańczo naszym przewodnikiem, nie mieliśmy ze sobą picia, do jeziora nie szło się dostać, bo wszędzie prywatne posesje, gdy znaleźliśmy w końcu przesmyk między działkami to okazało się, że zejście do jeziora jest po skałach (my w japonkach), z poziomu ok. 400 m 75 m po megawąskiej i superstromej ścieżce między skałami, gdzie sptkaliśmy m.in. krowy!!! dotarliśmy na miejsce wykończeni, spragnieni, upoceni, ale przeszczęśliwi i gdybyśmy mieli tam dotrzeć jeszcze raz to oczywiście wybralibyśmy opisany powyżej sposób.
pzdrawiamy Was gorąco,
MariOlka
Piękne zdjęcia. Ja w Batadzie spędziłam niestety tylko dzień i światło było ni eto. Och zazdroszczę tych zdjęć :))
U nas też niebo było w większości zachmurzone, ale udało się uchwycić kilka momentów.