„Dzikie” Borneo i łowcy głów

łowcy głów

Na kilka dni przed wylotem na Borneo jeździmy palcem po mapie w naszym balijskim domku: Z Kuching pojedziemy na wschód do Sibu, a stamtąd łodzią po rzece Rajang do ukrytego głęboko w dżungli miasta Kapit. – planujemy z dumą odkrywcy. Mieliśmy oczywiście na myśli wydłubaną z pnia pirogę, którą będziemy przedzierać się w niedostępne tereny borneańskiego interioru, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna od wyobrażeń. Jak zwykle.

Tydzień później przemierzamy już malezyjską część wyspy sunąc busikiem po gładkiej nawierzchni asfaltu. Docieramy do Sibu, gdzie owszem wsiadamy na łódź, ale nie na żadną pirogę, ani nawet tajski longtail (rodzaj długiej łodzi), tylko regularny, pasażerski statek rzeczny z siedzeniami jak w samolocie i filmem na telewizorze z przodu kabiny. Płyniemy mętną rzeką Rajang wypatrując w zaroślach tradycyjnych długich domów, w których żyją Dajakowie. Jeden dom, drugi, trzeci w budowie, sporo ich, ale wszystkie jakieś takie nowoczesne, tynkowane, stojące na betonowych podporach. A gdzie te drewniane długie domy, chyboczące się na niestabilnych palach, które widzieliśmy na zdjęciach? Docieramy do Kapit, które może i jest ukryte w dżungli, ale to zupełnie nie przeszkadza mu w byciu prężnie działającym, betonowym miastem.

Rada na przyszłość: jeden dzień podróży łodzią, nawet motorową, to zdecydowanie za mało, by zobaczyć dzikie Borneo.

łowcy głów-6

Jak wygląda długi dom?

 

Tradycyjny długi dom (ang. longhouse) to drewniany budynek na palach, w którym pod jednym dachem może mieszkać nawet 100 rodzin. Niezupełnie razem, ale też niezupełnie oddzielnie. Połowa domu to mieszkania, oddzielone od siebie cienkimi ściankami, a druga połowa to ciągnący się przez całą długość korytarz bedący wspólną częścią wszystkich rodzin. To najważniejsza przestrzeń w domu: odbywają się tam spotkania społeczności, zebrania rady wioski i to właśnie tam sypiają goście.

Takich tradycyjnych domów, pozostało w okolicach Kapit niewiele. Zastępują je domy budowane z nowoczesnych materiałów, choć układ wciąż pozostaje taki sam. Mimo wszystko nie poddajemy się i wyruszamy na poszukiwanie tradycyjnego długiego domu. Tylko gdzie zdobyć informacje w mieście w którym nie ma agencji turystycznych? W hotelach udają, że nic nie wiedzą, więc kolejny oczywistym adresem wydaje się być lokalny targ. Pytamy taksówkarzy i tak właśnie poznajemy Ibana, który oprocz bycia taksówkarzem jest równocześnie wodzem wioski. Nie tak sobie wyobrażalismy wodza mężnych łowców głów, ale widocznie takie czasy, że nawet król musi zarabiać na życie.

łowcy głów-5 łowcy głów-4łowcy głów-1

Witamy w Rumah Bundong!

 

Długi dom w wiosce naszego Ibana-taksówkarza jest murowany, ale wódz zna też innych, biedniejszych wodzów, którzy nadal mają drewniane domy. Tak trafiamy do Rumah Bundong, jednego z nastarszych długich domów w okolicy. Niestety lokalnego wodza nie ma na miejscu (pewnie pracuje), więc musimy zadowolić się spacerem po prawie opuszczonym domostwie. Niby zobaczyliśmy to co chcieliśmy, ale bez rozmowy z lokalesami pozostaje niedosyt.

Mamy już wracać do busa, kiedy zauważamy niepozornego staruszka skulonego w samym rogu korytarza. Oto i on: prawdziwy łowca głów, uśmiecha się do nas swoją bezzębną buzią. Początkowo wygląda na zmęczonego, ale gdy tylko zaczyna opowiadać wstępuje w niego wyjątkowa krzepa. Mówi głównie o japończykach, z którymi walczył podczas wojny i trzęsącą dłonią wskazuje na zawieszony pod sufitem pakunek, w którym ponoć znajdują się ich czaszki. Z dumą pokazuje tradycyjne tatuaże, które pokrywają większość jego ciała: kwiaty bakłażana na obojczykach, wizerunek kraba na ramieniu i najważniejszy – dwugłowego smoka na gardle, którym poszczycić mogą się jedynie najodważniejsi z odważnych.

Przed wyjściem podchodzę jeszcze do zawiniątka wiszącego pod sufitem, żeby sprawdzić, czy historia dziadka nie było nieco przesadzona. Unoszę zakurzony materiał i widzę prawdziwe, ludzkie czaszki. A więc nawet w dzisiejszym świecie, łowcy głów jeszcze istnieją. Tylko że teraz są niewinni jak dzieci.

łowcy głów-3 łowcy głów-2Więcej zdjęć z Kapit w galerii:

Kapit 25.03.2013

5 Responses to “„Dzikie” Borneo i łowcy głów”

  1. Sylwia pisze:

    Poproszę o książkę z Waszej wyprawy utrzymaną w takim klimacie jak ten artykuł:-) Sylwia

  2. Książka byłaby idealnym rozwiązaniem, bardzo ciekawie opowiedziane podróże, można odpłynąć :)

  3. Kaja pisze:

    A po jakiemu rozmawialiście z dziaduniem? Też po cichu planuję jakąś dłuższą wyprawę na zwiedzanie świata i zastanawia mnie ile języków trzeba znać, żeby sobie w miarę radzić…

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Dziadunio mówił po swojemu, a nasz taksówkarz tłumaczył co nieco na angielski. Myślę, że to zależy od tego gdzie chcesz jechać. A Azji każdy mówi w innym języku, więc albo nie dogadasz się w ogóle, albo po angielsku. W Ameryce Południowej warto znać hiszpański, a w Afryce francuski chyba. Ale bez języków też się da :)

Odpowiedz na „KajaAnuluj pisanie odpowiedzi