*** UWAGA! Miesiąc temu na Filipinach padł nam twardy dysk w laptopie i straciliśmy połowę zdjęć z naszej podróży po Laosie. W Luang Prabang przez tydzień obserwowaliśmy przygotowania do największego festiwalu w roku. Zwiedzaliśmy świątynie, rozmawialiśmy z mnichami, codziennie oglądaliśmy postępy w budowie papierowych łodzi – lampionów. Wszystko zwieńczył wspaniały pochód, z którego zdjęcia, jakimś cudownym zbiegiem okoliczności, się zachowały. O tym jest poniższy fotoreportaż.
Każdego roku pod koniec października w Luang Prabang – kulturalnej i religijnej stolicy Laosu, odbywa się widowiskowy festiwal Bun Awk Phansa, dla ludzi zachodu znany jako festiwal świateł. Kończy on trzymiesięczny okres buddyjskiego postu, podczas którego mnisi pozostają na terenie swojego klasztoru, by poświęcić się medytacji i zgłębianiu nauk Buddy. Okres postu nazywany jest vassa, co w sanskrycie oznacza deszcz i przypada właśnie podczas pory deszczowej – od lipca do października.
Przygotowania do festiwalu rozpoczynają się już kilkanaście dni wcześniej, kiedy to świątynie, szkoły, związki zawodowe, kluby sportowe, a nawet prywatne domy zaczynają budowę bambusowo-papierowych łodzi oraz setek lampionów. Inwencja twórców jest nieograniczona – powstają łodzie w kształcie smoków, ryb, lwów, czy kwiatów lotosu. Im większe i bardziej dekoracyjne, tym lepiej. Już na dzień przed festiwalem całe miasto rozświetla blask tysięcy świec i lampionów, a w każdej ze świątyń mnisi prezentują wykonane przez nich łodzie. W niektórych odbywa się nawet coś na kształt festynu, z jedzeniem, słodyczami i plastikowymi zabawkami na sprzedaż. To jest ich dzień, bo nazajutrz, w dzień festiwalu, mnisi będą oglądać paradę jedynie zza klasztornych murów.
Parada rozpoczyna się tuż po zachodzie słońca. Przybywają turyści, gapie, ale przede wszystkim reprezentanci stowarzyszeń, które wystawiają swoje łodzie na paradzie. W tym roku platform jest 25, a przy każdej kilkadziesiąt osób: są nastolatki w tradycyjnych strojach niosące transparenty, chłopcy z flagami, wystrojone dziewczynki niosące kwiaty do złożenia w ofierze w świątyni. Są mężczyźni i kobiety dbający o zapalanie świec ozdabiających platformę oraz oczywiście ci szczęśliwcy, którzy będą tę ogromną konstrukcję nieśli: ze świątyni Wat Mai Suwannaphumaham przy pałacu królewskim, do największej i najpiękniejszej świątyni Wat Xieng Thong.
W atmosferze śpiewów i muzyki, setki ludzi przemierza główną ulicę miasta, zwykle wypełnioną rzędami straganów z pamiątkami. Mijamy świątynie skąpane w świetle lampionów i mnichów przyglądających się paradzie, opartych o mury swoich klasztorów. Całe miasto wygląda odświętnie. Każdy dom, każda restauracja ma niepowtarzalną dekorację. Atmosfera parady jest radosna i głośna, ale gdy tylko zniknie za rogiem, ulice zamieniają się, w migoczące różnokolorowym światłem lampionów, bajkowe ogrody.
Gdy wszystkie platformy dotrą już do świątyni, jedna po drugiej, znoszone są po wysokich schodach nad Mekong i wypuszczane na rzekę. Wraz z nimi tysiące małych łódeczek z liści bananowca, wypełnionych kwiatami, świecami i kadzidełkami, płynie by spełnić życzenia złożone przez wiernych.
Więcej zdjęć z festiwalu w kolorze w galerii:
Luang Prabang 31.10.2012 |
No to co rebiata?
GRATULACJE!!!
Sława, chwała i tort od Ani Marii Muchy!
Szkoda tylko, że nie mogliśmy go posmakować!
Oj tam, po prostu upomnijcie się po powrocie
Ciekawa relacja, świetne zdjęcia… Niestety, w ubiegłym roku, będąc w Luang Prabang, nie mogłem już czekać na Festiwal Świateł. Niemniej jednak – z wielką przyjemnością – zakosztowałem tego niezwykłego miejsca.
Zapewne to Wam coś przypomni:
http://wizjalokalna.wordpress.com/2012/03/23/mnisi-z-luang-prabang-laos/
Gratuluję odwagi i ciekawości świata. Korzystajcie z tej przygody życia, jak tylko potraficie najlepiej.
Szerokiej drogi, bezpiecznego szlaku, kontaktów z życzliwymiludźmi… i wszelkiej pomyślności w podróży życzę
StB
Wspaniałe zdjęcia. Tyle jest miejsc na ziemi, które warto zobaczyć….