Im dłużej opowiadamy Wam o Peru, tym wyżej przesuwa się na liście naszych ulubionych krajów świata! No bo każde miejsce, które odwiedziliśmy, jest w jakiś sposób ciekawe, albo piękne, albo po prostu fajne! Koło żadnego nie możemy przejść obojętnie, i stąd chyba bierze się ilość wpisów, którymi Was zalewamy.
Dzisiaj będzie o Huacachina – małej wiosce, a w zasadzie oazie, zamieszkanej przez zaledwie 200 osób i wciśniętej pomiędzy ogromne, piaskowe wydmy. Jedne z najwyższych na świecie!
W ciągu dnia, jedyna ulica otaczająca niewielkie jeziorko, świeci pustkami. Miejsce jest wymarłe, bo upał i palące słońce pozwalają tylko na wylegiwanie się nad hotelowym basenem. Ale już około 4 po południu ulica się wypełnia. Na najwyższą wydmę górującą nad miastem, wyruszają turyści z deskami pod pachą, wyglądający jak małe mrówki spacerujące po wielkiej piaskownicy. Za nimi wyjeżdża cięższy sprzęt – pustynne pojazdy rodem z Mad Maxa, wyładowane roześmianym tłumem, szukającym adrenaliny. Zarówno piechurzy, jak i pasażerowie buggy, bo tak nazywają się owe pojazdy, idą/jadą w jednym celu – zjechać z wydmy na sandboardzie.
Sandboard, to teoretycznie to samo co snowboard, tylko że na piasku. Ta sama deska, wiązania, buty, tylko strój się różni, bo zamiast kombinezonu ubieramy krótkie spodenki, albo jeszcze lepiej, strój kąpielowy! Tam gdzie kończy się teoria, a zaczyna praktyka, kończą się też podobieństwa. Piasek charakteryzuje się znacznie większym tarciem niż śnieg, więc żeby w ogóle ruszyć, trzeba wystartować, z bardzo, ale to bardzo stromej wydmy. Potem pojawia się problem ze skrętem, którego w ciągu jednego dnia jazdy na sandboardzie, nie opanowaliśmy. Ogólnie, jazda początkującego sandboardzisty, choćby umiał jeździć na snowboardzie, sprowadza się głównie do zabawy w piasku, więc po kilku zjazdach i kilku bardzo męczących podejściach, uznaliśmy, że najlepszym sposobem jest jednak zjazd na czterech literach.
Zresztą, nie będziemy Was zanudzać opowiadaniem! W tym wypadku słowa brzmią dość sucho, więc po prostu obejrzyjcie nasz najnowszy vlog, w którym usiłujemy zjechać z ogromnej wydmy na sandboardzie. Jak nam poszło? Oj, chyba nie za dobrze…
Zobaczcie też nasze wcześniejsze vlogi z Peru!
Dla mniej odważnych też znajdzie się mnóstwo do roboty. Widoki ze szczytu wydmy są niesamowite, szczególnie o zachodzie słońca. Położona w dole oaza wygląda jak zabawka z klocków lego, piasek przybiera różne formy i kolory i ciągnie się po horyzont. Jak surrealistycznie by to nie brzmiało, to wszystko prawda! Jest ładnie i spokojnie, można usiąść, poddać się refleksji i podumać nad pięknem tego świata.
Więcej zdjęć z Huacachina będzie wkrótce dostępnych w galerii.
Tez tam bylismy! Swietna zabawa
my zjeżdżaliśmy kładąc się na desce na brzuchu:)
Tak najlepiej!
My też próbowaliśmy swoich sił w Huacachinie – na brzuchu, na desce A przejażdżka samochodem buggie – niezapomniana
No właśnie my buggie nie spróbowaliśmy – następnym razem!
Niezły fun
Uwielbiam pustynie
Wasze vlogi! <3
świetne, jeszcze nie miałam okazji, ale jak tylko będę miała…
wow…ile kosztuje wypożyczenie deski?:)
Nie pamiętamy dokładnie, ale to były jakieś groszowe sprawy!
Nie pamiętamy, ale to były jakieś groszowe sprawy!