Razem przez pół świata, czyli nasza podróż w wielkim skrócie

ikona

Na pewno wrócicie rozwiedzeni! – złowróżyła moja mama przed samym wyjazdem. Jak wytrzymujecie non stop ze sobą przez tyle czasu? – pytali znajomi, gdy o problemach nie było nawet słychać. Czy mieliśmy siebie dość? Nie. Nawet po 15 miesiącach wspólnego podróżowania.

We dwoje nie znaczy w duecie

 

Dokładnie w miesiąc po ślubie pomachaliśmy rodzinom na warszawskim Okęciu i wsiedliśmy do samolotu lecącego do Sankt Petersburga. Niby niedaleko, ale świadomość że nie zobaczymy Polski conajmniej przez najbliższy rok sprawiła, że czuliśmy się, jakbyśmy lecieli na drugi koniec świata. Lekko poddenerwowana, jak zwykle przy starcie, złapałam mojego świeżo upieczonego męża za rękę i nie mogłam uwierzyć, że właśnie zaczęło się spełniać nasze największe marzenie. Pojawiły się też wątpliwości, które zwykle w takich sytuacjach dochodzą do głosu: czy sobie poradzimy, czy będziemy tęsknić, no właśnie i czy wytrzymamy tylko ze sobą 24 godziny na dobę przez rok?

Ale kto powiedział, że wyjeżdżając w podróż we dwoje, trzeba być zawsze w duecie. Oscyluje to zresztą w granicach sporego wyczynu, bo podróżując rzadko zostaje się tylko we własnym towarzystwie. Już w Moskwie nasz duet ewoluował w sekstet. W wesołym towarzystwie tłoczyliśmy się na podłodze niewielkiego pokoiku w bloku z wielkiej płyty, gdzieś na obrzeżach miasta. Razem spaliśmy na dziurawych materacach, rano jedliśmy jajecznicę i przez całe dnie przemierzaliśmy rowerem sześciopasmowe arterie wielkiej stolicy Rosji.

Po kilku dniach rowerzyści wracali do Europy, my zaś zmierzaliśmy na wschód, do Azji. Nasze drogi się rozeszły, ale „samotnością” nie cieszyliśmy się długo. Czekała nas 80-ciogodzinna podróż koleją Transsyberyjską do Irkucka, a potem do Mongolii, w wagonie wypełnionym po brzegi historiami ludzi z różnych zakątków Rosji i świata. Obok nas rozsiadły się Masha i Margarita, 20-letnie studentki z Irkucka, które wygrały wycieczkę do Moskwy w uczelnianym konkursie. Z 12 dni poza domem, 8 spędziły w pociągu. Trochę dalej młody chłopak z Mongolii wracał do rodzinnego Ułan-Bator po  dwóch latach studiów w Sankt Petersburgu, a pod naszymi kuszetkami cała trzypokoleniowa rodzina: babka, matka i mała córeczka, z żywym inwentarzem w postaci żółwia i dwóch papug, jechały na upragnione wakacje do rodziny na Syberii.

W ciągu trzech dni spędzonych w pędzącej 60km/h stalowej maszynie poznaliśmy też wszystkich obcokrajowców jadących tym składem. Było ich pięcioro, a że najwyraźniej przebywanie w zamknięciu zbliża ludzi, nie rozstaliśmy się z nimi przez kolejne tygodnie. Razem pojechaliśmy nad jezioro Bajkał i kąpaliśmy się w jego lodowatych wodach. Razem oglądaliśmy coroczny festiwal Naadam w stolicy Mongolii – Ułan Bator, a z trójką z nich wyruszyliśmy starym rosyjskim minibusem na dwutygodniową przygodę w stepie. Co wieczór rozpalaliśmy ognisko i śpiewaliśmy wszystkie znane nam angielskojęzyczne piosenki i w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będziemy mieli nawet okazję zmęczyć się podróżowaniem we dwójkę.

cebu-11

Podołać wyzwaniu

 

Po dwóch miesiącach w drodze zostaliśmy sami. Może dlatego, że jechaliśmy w tereny mniej uczęszczane i trudniej dostępne, a może trochę z własnego wyboru. O ile podróżowanie w dużej grupie obfituje w śmiech i zabawę, to czasami potrafi przysłonić to co jest naprawdę ważne. Poza tym mieliśmy potrzebę sprawdzenia samych siebie. Czy jesteśmy stworzeni do wspólnego podróżowania? Możemy być zgodnym małżeństwem, ale to wcale nie oznacza, że będziemy dogadywać się w podróży, która wiąże się z zupełnie innymi wyzwaniami, niż zabawa w dom. Podróż to ciągłe decyzje, może nie tak ważne jak te, które podejmujemy w codziennym życiu, ale tu dużo istotniejsze jest, by się pokrywały. Możemy oczywiście mieć odmienne zdanie i chodzić na kompromisy, ale najlepszy partner w podróży to taki, który chce dokładnie tego co TY.

Z Pekinu pojechaliśmy na południowy-zachód Chin, do Syczuanu w którym swój początek ma Wyżyna Tybetańska i do Yunnanu słynącego z urzekających tarasów ryżowych. Niektórzy woleliby zapewne ruszyć na południowy-wschód, wzdłuż wybrzeża i zobaczyć Szanghaj, Hong-Kong i Makau, ale my przy wyborze trasy nie mieliśmy dylematu. Oboje przedkładamy piękno przyrody nad to stworzone ludzką ręką, a góry zachwycają nas znacznie bardziej niż metropolie. Oboje potrafimy przesiedzieć godzinę w dżungli wypatrując jakiegoś rzadkiego ptaka, albo wyczekiwać odpowiedniego światła do fotografii. Nie oznacza to jednak, że się od siebie nie różnimy. Mamy zupełnie odmienne charaktery, które się uzupełniają i motywujemy się na wzajem do działania

W Wąwozie Skaczącego Tygrysa w Yunanie wdrapałam się po 28-miu morderczych zakrętach na sam szczyt i doprawiłam to wspięciem się na przerażającą, w moich oczach, 20-metrową drabinę zwisającą w przepaść. W Laosie po każdej wywrotce na motocyklu wstawałam i jechałam na nim kolejny dzień, do kolejnej wywrotki na ostrych kamieniach i tak przez cały kraj. W Tajlandii pokonałam swój strach i zrobiłam kurs nurkowy, najpierw jeden, a potem drugi, a w Indonezji weszłam na wulkan Merapi ostatkiem sił na czworaka. Gdybym podróżowała samotnie, albo chociaż z kimś innym, nie zrobiłabym żadnej z tych rzeczy. Bez wiary i dopingu ze strony mojego męża, którego w pewnych chwilach szczerze nienawidziłam, strach zjadłby mnie pewnie już na lotnisku w Warszawie. On pomagał mi przełamywać bariery, a czym ja podzieliłam się z osobą, która ma w sobie wystarczająco dużo siły i odwagi? Robiłam to co potrafię najlepiej: planowałam, wymyślałam, zarażałam pasją, wiedzą i pchałam nasz duet do przodu.

khao yai-10

Kłopoty w raju

 

Długa podróż ma wiele zalet, a fakt że odbywa się ją we dwoje znacznie zmniejsza tęsknotę za domem. Prędzej czy później zawsze jednak następuje kryzys, a mnie dopadł on w Indonezji po dziesięciu miesiącach w drodze. Nie mógł wybrać sobie gorszego miejsca, niż jedne z najpiękniejszych wysp na wschodzie kraju. Lembata i Alor to miejsca dziewicze, prawie bez turystów, o oszałamiająco pięknej przyrodzie, a jakimś cudem wydawały mi się zupełnie przeciętne, wręcz nieatrakcyjne. Jedyne na czym potrafiłam skupić myśli to upragniony powrót do domu. Już ściskałam moją mamę na lotnisku i zajadałam się pysznym polskim chlebem z masłem. Już widziałam naszych przyjaciół i szczęśliwe, stabilne życie w mieście. Nie trwało to dzień, ani dwa, ale kilka tygodni i pewnie dawno byłabym już w domu, gdyby chodziło tylko o mnie. Ale byliśmy we dwoje, a jak jedna osoba ma gorszy czas, to druga nie ważne jak bardzo czułaby to samo, musi zrobić wszystko by zażegnać kryzys. Nie jest to łatwe i w tym wypadku nie podziałało, ale zostałam, bo decyzją o wyjeździe złamałabym mu serce.

Dla dobra sprawy postanowiliśmy zmienić środowisko i pojechać do Australii. Po roku w Azji tęskniliśmy za zachodnią cywilizacją, jedzeniem, które znamy i europejską mentalnością. Pozwoliliśmy sobie też na miesiąc odpoczynku i okazało się, że jedyne czego nam brakowało to dłuższy czas w jednym miejscu. Wystarczyło kilka tygodni, by odnaleźć radość podróżowania, którą gdzieś po drodze zgubiliśmy. Wyruszaliśmy z nową energią na podbój drugiej części świata, gdy okazało się że jednak musimy wracać do Polski. I choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej zrobiłabym to z radością, wtedy wsiadałam do samolotu jak skazaniec z ogromnym żalem i ze łzami w oczach.

Na szczęście to jeszcze nie koniec podróżowania i jeśli przed kolejną wyprawą, ktoś zapyta nas czy wytrzymamy ze sobą tyle czasu, tym razem będę wiedziała jak odpowiedzieć. Nie mam już wątpliwości, że wytrzymujemy nie MIMO tego, że jesteśmy razem, ale właśnie DLATEGO, że podróżujemy we dwoje.

inle-11

19 Responses to “Razem przez pół świata, czyli nasza podróż w wielkim skrócie”

  1. Ja się wzruszyłam 😛 :-*

  2. Gosia pisze:

    Wzruszający artykuł! (tak naprawdę, naprawdę wzruszający).
    Wszystkiego dobrego!

  3. Kamil Tomasz pisze:

    z doswiadczenia wiem ze nie jest to nic dobrego po 3 miesiacach siada mi psychika :)

  4. I to jest wlasnie milosc !

  5. Ama Ranthus pisze:

    No my sobie radzimy:)

  6. AgaWarzecha pisze:

    Pozazdrościć takiego związku! świetne świadectwo w sam raz na walentynki:)

  7. J. pisze:

    ale cudnie się to czyta.. powodzenia w dalszym podbijaniu świata! .

  8. Mi. pisze:

    piękna historia! :) powodzenia i dużo miłości – niech się rozjaśnia pochmurne dni!

  9. Emilia pisze:

    Kochani, trzymam kciuki! Graliśmy w Perth razem w siatkówkę 😉

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Dzięki Emilko!
      Pamiętamy Cię oczywiście, bo jak można zapomnieć najlepszą siatkarkę z Perth! :)
      Tęsknimy za naszymi spotkaniami!

  10. Inspirujące i wzruszające do łez :) Powodzenia w dalszych wyprawach Drogie Paczki

  11. Piękne słowa. Racja – podczas kryzysu trzeba starać się by druga osoba nie odczuwała jego skutków a czas spędzony razem był jak najlepszy :)

  12. PodróżeMM pisze:

    Też podróżuję z moją drugą połową! Ba, chodzimy do tej samej szkoły. Ba, do tej samej klasy! Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i…jesteśmy ze sobą 2 lata :)
    Jeśli dzieli się wspólną pasję i jest się dobrze dopasowanym, to można ze sobą spędzić całe życie w szczęściu, czego Wam i sobie życzę :)

  13. Martyna pisze:

    Podróż we dwoje jest przygodą samą w sobie. Może być do Szanghaju albo i na Mazury. Wraz z narzeczonym podróżujemy i mieszkamy w różnych krańcach świata od trzech lat. Jeszcze wiele przygód podróży przed nami :)

  14. VetsAway pisze:

    Bardzo wzruszające i bardzo prawdziwe. Czujemy to samo! 😉

  15. Ilona pisze:

    Znalazłam się na Waszym blogu przypadkiem, więc odgrzebuję stare posty. Świetnie się Was czyta :)

Odpowiedz na „MartynaAnuluj pisanie odpowiedzi