W królestwie słoni

khao yai-2

Słoń indyjski – mniejszy od afrykańskiego, o mniejszych uszach i nie tak cennych kłach, za to spokojniejszy, bardziej posłuszny i NIESTETY udomowiony. Święte zwierzę wielkich, azjatyckich religii: w hinduiźmie utożsamiany z Ganeshą – bogiem o głowie słonia, w buddyźmie jest jednym z wcześniejszych wcieleń Buddy. Atrybut i duma władców wschodnich królestw. Symbol Laosu nazywanego „krajem miliona słoni”. Klejnot Tajlandii widniejący na dawnej fladze państwa Syjam. Czym jest dzisiaj?

Z miliona słoni w Laosie na wolności pozostało zaledwie kilka setek. Kolejny tysiąc trzymany jest w niewoli i pokazywany turystom pod przykrywką „ratowania” gatunku. Odwiedziliśmy, całkiem przypadkiem, jeden taki ośrodek „rehabilitacji” słoni nieopodal Luang Prabang. Oddalony od drogi o dobre pół godziny jazdy motorem, w środku dzikiej dżungli, wydawać by się mogło, że naprawdę ma na celu ratowanie tych wspaniałych zwierząt. Niestety rzeczywistość okazała się bardziej przygnębiająca: położenie wyjaśnił fakt, że ośrodek znajdował się nad rzeką dokładnie na przeciw słynnych wodospadów, do których zjeżdżali turyści, by zażyć trochę adrenaliny w leśnej wersji parku rozrywki; samo zaś centrum było niczym więcej, niż tylko ekskluzywnym hotelem dla bogatych ludzi z fanaberiami, którzy marzyli o tym, by zamieszkać w środku dżungli w otoczeniu słoni. Kilka biednych zwierząt kłębiło się w małych kojcach zakończonych platformami, na których stawali turyści, by spełnić inną ze swoich zachcianek: pogłaskać i nakarmić słodkiego olbrzyma. Może więcej szczęścia miały te osobniki, które służyły po drugiej stronie rzeki i mogły „pochodzić sobie po lesie” z turystą na plecach. Wieczorem, wszystkie razem, zaganiane były do wielkich baraków, sprytnie schowanych w zaroślach kilkaset metrów dalej.

W Tajlandii sytuacja ma się nieco lepiej niż w Laosie, przynajmniej jeśli chodzi o statystyki. Żyje tam około 4000 słoni, w tym ponad tysiąc w stanie dzikim, w kilku parkach narodowych. Biorąc pod uwagę, że na początku XX wieku żyło ich tu 100 000, można się tylko zastanawiać: jak to możliwe by unicestwić 96% populacji w ciągu jednego stulecia? Z drugiej strony, z liczbą dzikich słoni utrzymującą się na tym poziomie, Tajlandia zajmuje trzecią pozycję w Azji, ustępując jedynie Indiom i Birmie. Niestety sytuacja słoni udomowionych wydaje się być jeszcze gorsza niż w Laosie. Po tym jak w latach 80-tych zakazano wyrębu lasów, wielu poganiaczy, tzw. mahout zostało bez pracy, za to z ciężarem w postaci kosztownego w utrzymaniu zwierzęcia. Nie można się więc im dziwić, że wyszli na ulice miast wraz ze swoimi pupilami, by zarabiać na turystach. Słonie chodzące po ulicach Bangkoku, śpiące pod mostami, żebrzące o pieniądze – jakiś czas temu był to nierzadki widok. Inne słonie skończyły w centrach rozrywki, gdzie tańczą, malują, chodzą na jednej nodze jak w cyrku, ku uciesze licznych dzieci, a zresztą nie tylko. Te które miały najwiecej szczęscia, spotkamy w jedym z wielu „centrów rehabilitacji”, takich jak ten, który mieliśmy nieszczęście odwiedzić w Laosie.

I choć w dzisiejszych czasach znacznie łatwiej zobaczyć słonia w centrum miasta, przy świątyni lub innym znanym pałacu, niż w dżungli, to warto się jednak trochę wysilić i znaleźć miejsce, gdzie można obserwować te majestatyczne zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Nie będzie można ich nakarmić, ani pogłaskać i prawdopodobnie będą widoczne tylko z daleka w gęstym lesie, ale to znacznie lepsze uczucie niż widok wykorzystywanych zwierząt. Jednym z najlepszych miejsc w Tajlandii na ich obserwację jest Park Narodowy Khao Yai, zaledwie trzy godziny jazdy autobusem z Bangkoku, w którym żyje ponad 200 sztuk dzikich słoni. Park jest dość duży, a poruszanie się po nim bez własnego środka transportu jest trudne, więc w tym wypadku (a rzadko nam się to zdarza) polecamy skorzystać z usług przewodnika. Innym plusem jest fakt, że oprócz słoni, które zresztą nie zawsze się pojawiają, może on pokazać wiele innych, równie ciekawych zwierząt.

Mała galeria zwierząt, które udało nam się zobaczyć w Khao Yai:

słoń indyjski (cała rodzina, 4 osobniki, na zdjęciach poniżej dorosła samica, na zdjęciu głównym młode)

 

makak lapunder (bardzo pospolity, małpy można spotkać na terenie całego parku)

 

gibon białoręki (biała samica, czarny samiec)

 

dzioborożec wielki (najbardziej majestatyczny ptak pod słońcem)

 

agama (nie wiemy dokładnie jaka, może ktoś pomoże zidentyfikować?)

 

waran paskowany (jedna z największych jaszczurek)*

 

jelarang (jedna z największych wiewiórek, może mieć nawet metr długości)*

 

mundżak indyjski*

 

sambar indyjski* 

 

Oprócz zwierząt w parku można podziwiać wspaniałe krajobrazy: 

Informacje praktyczne:

– park znajduje się ok. 3 godziny jazdy autobusem od Bangkoku do najbliższej miejscowości Pak Chong.

– jest dosyć rozległy, więc najlepiej poruszać się po nim samochodem lub skuterem, albo pick-up’em agencji turystycznej.

– jeśli ktoś podróżuje z namiotem, polecamy zanocować w parku: wieczorem sambary i mundżaki podchodzą bardzo blisko miejsc kempingowych, więc jest to niepowtarzalna okazja, by poobserwować je z bliska.

– zobaczenie wszystkich tych zwierząt bez przewodnika jest praktycznie niemożliwe, więc w tym wypadku polecamy wykupienie wycieczki w agencji. Polecamy Greenleaf Guesthouse & Tours zlokalizowany niedaleko wejścia do parku, gdzie całodniowa wycieczka kosztuje 1300B (ok. 130zł). Można zarezerwować tam również nocleg (ale niekoniecznie), a na miejscu jest restauracja serwująca proste posiłki. Wycieczki najlepiej rezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem.

*zdjęcia warana, jelaranga, mundżaków i sambarów dzięki uprzejmości mojego taty

Więcej zdjęć z Parku Narodowego Khao Yai w galerii:

Khao Yai 15.11.2012

13 Responses to “W królestwie słoni”

  1. J&R pisze:

    Fascynujący blog, piękne podróże i wielka odwaga, pozdrawiamy i trzymamy kciuki!!

  2. Kapelusznik pisze:

    Wasze wpisy są dość ciekawe ja też piszę bloga wiec jeśli macie ochotę odwiedzicie go http://kapelusznik-asharebs.blogspot.com/.
    Przepraszam za to że reklamuje się na waszym blogu ale dopiero zaczynam.
    Jeśli chcecie usuńcie mój komentarz.

  3. Logos Amicus pisze:

    Znam Greenleaf Guesthouse :) Właśnie tam zatrzymaliśmy się na kilka nocy by zwiedzić Khao Yai. Skromne miejsce ale jakże mili ludzie (cała rodzina!) Fantastycznie smaczne jedzenie. Do parku jeździliśmy z zięciami, synami i mężami pań gospodyń :)

    Tutaj znaleźć można zdjęcie z parku – także i słoni:

    http://amicuslogos.wordpress.com/2012/06/10/tajlandia-album/

    Pozdrawiam
    i udanej dalszej podróży życzę,
    StB

  4. Miłosz pisze:

    Super! Ja nie miałem szczęścia w Khao Yai do zwierząt ale szedłem sam od visitor’s centre to wodospadów. Widzę, że mieliście pełne buty i długie spodnie, a ja trochę powalczyłem z pijawkami. Dopiero sporo później nauczyłem się, że warto brać skarpety i po uprzednim zmoczeniu posypać je solą.
    Idąc śladem przedmówców też podzielę się linkiem:
    http://miloszmaslanka.wordpress.com/2012/12/21/dzien-4-park-narodowy-kho-yai/
    Pozdrawiam i czekam na więcej :)

  5. Wiktor pisze:

    Piękne ujęcia zwierząt, niesamowity blog. Zazdroszczę czasu determinacji i chęci przekazywania tego dalej.

  6. szkoda mi tych słoni, czemu to życie jest takie niesprawiedliwe

  7. lyzki pisze:

    ale te słonie mają smutne oczy

  8. Wspaniałe zwierzęta, a jak fajne pozują do zdjęć:)

  9. elektryk pisze:

    co ten człowiek robi z tą przyrodą, a przeciez jest częścią niej

  10. convenient pisze:

    Ale te słonie są piękne :)

  11. Zwierzeta w tym kraju są niesamowite :)

  12. żaluzje pisze:

    niesamowite fotografie, wspaniała kolorystyka

  13. tam jest tak pieknie, że nie dziwię się że te zwierzęta tam mieszkają:)

Odpowiedz na „MiłoszAnuluj pisanie odpowiedzi