Chcieliśmy zobaczyć je wszystkie! Parki Narodowe: Zion, Bryce, Arches i Canyonlands, Dolinę Bogów i Dolinę Monumentów. Nie mogliśmy się zdecydować, więc pogoda wybrała za nas. Pogoniła nas śniegiem, deszczem i wiatrem, tak że uciekaliśmy gdzie pieprz rośnie (o naszej przygodzie w Utah, tutaj), a gdy wreszcie dotarliśmy do Arizony, myśleliśmy już tylko o powrocie do domu. Do naszego amerykańskiego domu, u Gagana w Los Angeles.
Jak zostać młodszym strażnikiem lasu
Dystans: 215km Page – Wielki Kanion
Warunki: słonecznie i niezimno, ale wiatr ciągle dmucha!
Nie mieliśmy dużych oczekiwań względem Wielkiego Kanionu Kolorado, bo czy w ogóle można przebić to co do tej pory widzieliśmy? Nie spodziewaliśmy się, że będzie piękniejszy, wiedzieliśmy natomiast, że będzie większy. I taki właśnie był: WIELKI z MAŁĄ rzeczką po środku. Trudno sobie nawet wyobrazić, że to kanion, skoro od przeciwległej krawędzi dzieli nas 29 km skał. Nie jest to rysa w ziemi, ani głęboki rów, ot taki po prostu dziwaczny krajobraz.
Droga wzdłuż kanionu naszpikowana jest punktami widokowymi. Można oglądać kanion na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów i … uwaga! … za każdym razem wygląda prawie tak samo. Można też zejść na samo dno kanionu, ale władze parku skutecznie odradzają takie jednodniowe wycieczki, strasząc śmiertelnymi wypadkami. W zamian za to, proponują zejście do połowy kanionu, gdzie idzie się i idzie, a rzeki, ani widu, ani słychu. Marcin prawie się popłakał sfrustrowany takim stanem rzeczy i na złość wszystkim pobiegł na dno i z powrotem, a potem dumny jak paw chciał dostać za to odznakę.
Okazało się jednak, że odznak na głupotę nie dają, ale można za to zdobyć odznakę młodszego strażnika lasu. To rozrywka zwykle zarezerwowana dla młodszej grupy wiekowej, ale co nam szkodzi – jesteśmy przecież młodzi duchem! Ku uciesze obsługi odebraliśmy książeczki z zadaniami oraz fajowskie ołówki i wyruszyliśmy na misję. Byliśmy SKORPIONAMI (!) i do rozwiązania mieliśmy wszystkie zadania kategorii 11+. Poważna sprawa! Musieliśmy wymyślić wiersz o Wielkim Kanionie, narysować piktogramy imitujące rysunki Indian i rozpoznać ślady dzikich zwierząt. Ale największą próbę charakteru zostawiliśmy na sam koniec: piętnaście minut szyderczych spojrzeń, kierowanych na nas z każdej strony, podczas pogadanki z prawdziwym strażnikiem lasu. I nawet nie próbujcie wcisnąć się przed moje dziecko w kolejce po podpis!
Pod koniec dnia pojawiliśmy się znowu w informacji turystycznej, by odebrać odnaki. Przysięgam, że nie wiem kto miał większy ubaw: my, obsługa, czy reszta przypadkowych gapiów!
Matka wszystkich amerykańskich dróg
Dystans: 380km Wielki Kanion – Needles (granica z Kalifornią)
Warunki: mróz, mróz, słońce, mróz, cieplej, śnieg, śnieg, słońce, ciepło, Kalifornia!
W Wielkim Kanionie nie zabawiliśmy długo. Szczerze mówiąc byliśmy już zmęczeni miesiącem kempingowania, puszkowanego jedzenia, zimna i nieprzespanych nocy, więc z radością myśleliśmy o powrocie do Kalifornii. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w Los Angeles i choć autostrada tym razem wydawała się kusząca, nie mogliśmy odpuścić sobie słynnej drogi nr 66. Nie dlatego że przejazd nią był naszym marzeniem, ale po to, by sprawdzić o co cały ten szum.
Jak dwa sople lodu dojechaliśmy do jej początku w klimatycznym miasteczku Williams. Godzinę odmarzaliśmy w lokalnej knajpce zanim ruszyliśmy dalej z nadzieją, że teraz będzie już tylko cieplej. Przejechaliśmy uliczkami ikonicznego miasteczka z dzikiego zachodu, po czym znaki zaprowadziły nas prosto na autostradę. Po kilkunastu kilometrach zjechaliśmy ponownie, odwiedziliśmy muzeum drogi nr 66, trochę się pogubiliśmy usilnie szukając, gdzie ta tajemnicza droga może prowadzić, ale koniec końców znaleźliśmy się znowu na autostradzie.
I to ma być ta słynna na cały świat trasa? Kilka zapuszczonych miasteczek połączonych kilkupasmową autostradą? Droga nr 66, która pierwotnie biegła z Chicago do Los Angeles, nie należy już oficjalnie do systemu amerykańskich dróg. Teraz jest to droga HISTORYCZNA, bardziej symbol i pomnik, niż żywy organizm. Kilka jej fragmentów zostało odnowionych, by zapobiec wymieraniu niegdyś dobrze prosperujących miasteczek, ale reszta została zastąpiona nowoczesnymi autostradami.
Po kilku falstartach udało nam się wreszcie wjechać na jej dłuższy kawałek. To było to! Droga prosta jak strzała, góry po obu stronach, niekończąca się przestrzeń. Zatankowaliśmy w ostatnim miasteczku na trasie, szczęśliwi że wreszcie możemy cieszyć się krajobrazem, zamiast myśleć o tym jak tu nie zamarznąć, kiedy zupełnie znikąd zaczął padać śnieg. I to nie jakiś tam puszek lecący z nieba, ale porządna śnieżyca! Dotrwaliśmy na motorze do pierwszej, samotnej knajpy, gdzie postanowiliśmy przeczekać tę nagłą zmianę pogody. Komuś znowu zrobiło się nas żal i dostaliśmy darmowy, ciepły obiad. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy, aż uświadomiono nam, że ta śnieżyca się szybko nie skończy. Trzeba wziąć się w garść i jechać do najbliższego miasteczka – jedyne 80 kilometrów.
Wyobraźcie sobie jak trudno było nam zebrać się w sobie i z pełną świadomością wjechać w środek zamieci, która z godziny na godzinę tylko nabierała na sile. I wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, kiedy po zaledwie 30 km wjechaliśmy w strefę pięknej, słonecznej pogody, a po śniegu nie było nawet śladu. Ktoś nam powiedział, że na motocyklu przez cały dzień może być koszmarna pogoda, ale jeśli pod koniec, choć na chwilę, wyjdzie słońce, to rekompensuje wszystko. Jest w tym ziarno prawdy, bo na motocyklu wszystko docenia się bardziej, nawet pojedynczy promień słońca.
Więcej zdjęć z Arizony w galeriach:
PN Grand Canyon 31.03-01.04.2014 |
Route 66 03.04.2014 |
Jesteście niesamowici!
Nie mogę się doczekać Meksyku, bo sama wybieram się tam we wrześniu
To moje marzenie kiedyś pojechac drogą 66 bo USA to nie tylko wieżowce w 3-ech miastach, ale piękna natura i świetni ludzie
Super przygody. Sam marzę o przejechaniu takiej trasy. Mam pytanko, w jakim miesiącu tam byliście, że pojawił się śnieg na Waszej trasie? Pozdrawiam
Tak, niestety, śnieg trochę utrudnił trasę. Zamieć złapała nas na Route 66 i uniemożliwiła pojechanie w wyższej góry Utah. A byliśmy w marcu
Świetne