Zdążyliśmy się już przekonać, że chodzenie z przewodnikiem to zabawa nie dla nas. Za mało w tym przypadku, spontaniczności i za mało wiedzy, choć teoretycznie powinno być jej więcej. Przewodnik powinien być kluczem do poznania lokalnej ludności, tłumaczem i encyklopedią jednocześnie, tymczasem bardzo rzadko jest czymś więcej niż tylko chodzącym drogowskazem. W takim wypadku przewodnik nie tylko nie wnosi nic nowego do naszej wędrówki, ale wręcz ją spłaszcza, usuwając element przygody i prawdopodobieństwo pomyłki.
„Nigdy więcej przewodników!” – brzmiało nasze motto, gdy dojechaliśmy trzęsącą się ciężarówką z Hsipaw do górskiej miejscowości Namhsan, a siedmioro innych turystów, którzy przyjechali z nami spoglądało pobłażliwie. Oni wyruszali następnego dnia – dokładnie tak jak my – z lokalnym przewodnikiem z powrotem do Hsipaw. W rezultacie przez pół dnia deptali nam po piętach i udało nam się ich zgubić dopiero kiedy… zgubiliśmy się sami! Zaopatrzeni jedynie w (zupełnie bezużyteczną) mapę z hostelu i wskazówki znalezione na blogu Gosi i Romana – Na własne oczy, nie raz zeszliśmy z właściwej ścieżki i pewnie nie raz nadłożyliśmy drogi. Na szczęście okazało się, że w tych górach wszystkie drogi prowadzą do Hsipaw, więc zawsze wracaliśmy na właściwy szlak. Błądzenie jest fajne i może być źródłem ciekawych sytuacji, ale kiedy w grę wchodzą zmęczone nogi i zachodzące słońce na horyzoncie, nie zaszkodzi widzieć, w którą stronę skręcić, stąd wyczerpujący opis trasy, który zamieszczamy poniżej (a nuż komuś się przyda).
Trekking z Namhsan do Hsipaw różni się znacząco od tego z Kalaw nad Inle. Jest ciekawszy krajobrazowo, bo prowadzi przez wyższe, bardziej malownicze góry, a co za tym idzie bardziej wymagający fizycznie (ale bez przesady). Z drugiej strony jest nieco uboższy kulturowo, bo nie spotkaliśmy tu wyróżniających się ubiorem mniejszości etnicznych, jakie zamieszkują okolice jeziora Inle. Jest za to znacznie mniej popularny i istnieje duża szansa, że wyruszając na trzy dni nie zobaczymy ani jednego turysty.
Dla nas ta samotna wędrówka przez góry to najlepsza rzecz na jaką zdecydowaliśmy się w Birmie. Czuliśmy się trochę jak pielgrzymi przemierzający nieznaną krainę w wyższym celu i tak byliśmy traktowani. Mijaliśmy wioski, w których życzliwi mieszkańcy zapraszali nas na jedzenie i herbatę, dumni z tego, że mogą zaprezentować swój dom osobom z dalekiego kraju. Spaliśmy w złotej pagodzie na szczycie wzgórza, z którego rozciągał się bajeczny widok na odległe doliny i stojące na wzgórzach domy. Na bardziej odizolowanych terenach kupowaliśmy jedzenie od obwoźnego sprzedawcy, który skuterem objeżdżał okoliczne wzgórza dowożąc produkty do najdalszych wsi. I tak jak w Mongolii, kiedy grillowaliśmy własnoręcznie złowioną i oprawioną rybę na ognisku, tak i tu czuliśmy się złączeni z naturą podróżując w pierwotny i wydawałoby się jedyny właściwy sposób: na własnych nogach.
Dzień 1 –> z Namhsan do E-Long (5 h 30 min + 2h na przystanki i obiad)
Namhsan – Mun-Mai –> 10 min
Wychodzimy z guesthouse’u w Namhsan w prawą stronę, na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, drogą prowadzącą do klasztoru. Po prawej stronie mijamy fabryki herbaty, gdzie można podejrzeć proces suszenia, selekcji i fermentacji liści. Następnie droga prowadzi w dół, po prawej stronie mijamy szkołę i wchodzimy do wioski.
Mun-Mai – Kyauk-Phyu –> 1 godzina
Droga z wioski prowadzi w dół, po kilku minutach widzimy stromy skrót odchodzący od drogi po prawej stronie (niedaleko dużego drzewa i zadaszenia z dzbanami na wodę). Schodzimy skrótem przez 30 min w dół doliny (wioska Kyauk-Phyu jest po jej drugiej stronie), gdzie łączy się on z drogą, mijamy most nad strumieniem, a potem wspinamy się łagodnie aż do wioski przez kolejne 30 min.
Kyauk-Phyu – Loi Samsip –> 1 godzina
Kilka minut za wioską jest kolejne skupisko domów, tam za mostkiem na rozwidleniu idziemy lewą trasą, by po chwili obrać prawy szlak pnący się do góry. Po ok. 30 min widzimy skrót odbijający w prawo od drogi głównej. Skrót przecina tę drogę raz, a za drugim razem wracamy już na drogę główną, która prowadzi okrężnie na obrzeża wioski.
Możliwe że można kontynuować skrótem do wioski, ale sami tego nie sprawdziliśmy.
Loi Samsip – Mun Nauk (przez Ho Chaug?) –> 1 godzina 45 min
Ten fragment trasy trochę pokręciliśmy względem oryginału, ale finalnie przeszliśmy go o 45 min szybciej, z czego wynika, że chyba obraliśmy krótszą drogę.
Do samego Loi Samsip nie wchodzimy. Na skraju wioski jest skrzyżowanie, na którym trasa w lewo prowadzi do „centrum”, a my wybieramy szlak w prawo idący delikatnie pod górę, aż do rozłożystego drzewa z małym zadaszeniem nieopodal. Od tamtego momentu droga schodzi w dół przez ok. 25 min (cel widać po drugiej stronie doliny). Przechodzimy przez zadaszony mostek nad strumieniem i idziemy wzdłuż strumienia, aż do kolejnego mostku, za którym wybieramy lewą drogę, nadal wzdłuż strumienia. Po kilku minutach dochodzimy do małego skupiska domów, które może być Ho Chaug, ale nie mamy pewności. Z tamtego miejsca Mun Nauk wydaje się być bardzo blisko, ale droga prowadzi okrężnie, zboczem wzgórza, więc idzie się przez godzinę. W wiosce jest klasztor zakonnic, w którym można przenocować, ale dla nas jest na to jeszcze za wcześnie. Decydujemy się za to na pyszny obiad w sklepie – restauracji, który widać na wprost, gdy idzie się od klasztoru.
Mun Nauk – E-Long –> 1 godzina 30 min
Mimo że jest to poza szlakiem i trzeba nadrobić kilka kilometrów, to polecamy spanie tego dnia w E-Long, w złotej pagodzie na szczycie wzgórza, z którego rozciągają się przepiękne widoki na okolicę. Gospodarzem pagody jest młody chłopak z wadą kręgosłupa, który zapewnia materac i koce oraz prostą kolację i śniadanie dla strudzonych podróżników. Warto przynieść z wioski jakieś owoce, czy napoje, ponieważ mężczyzna mieszka tam całkiem sam, poza tym ma problemy z poruszaniem się, więc na pewno ciężko jest mu wybrać się po zapasy. W ogródku przy pagodzie uprawia różne warzywa, więc one nie są konieczne.
Aby się tam dostać, idziemy drogą z wioski wiodącą cały czas lekko pod górę. Po lewej stronie, na okolicznych wzgórzach, widać dwie pagody, ale ta do której zmierzamy jest znacznie dalej. Po ok 45 min marszu widzimy białą pagodę na szczycie wzgórza (to nadal nie „ta” pagoda), przechodzimy pod nią cały czas trzymając się głównej drogi. Pod rozłożystym, świętym drzewem, na rozwidleniu trzech dróg, wybieramy tą idącą najbardziej w prawo. Stąd widać już nasz cel – złotą pagodę w E-Long. Ostatnie podejście to najcięższy fragment trasy tego dnia.
Dzień 2 –> z E-Long do South Kun-Haug (4h + 1h na przystanki)
Tego dnia trzeba zdecydować, czy chce się nocować w South Kun-Haug, czy w Pan-Naung. W przypadku pierwszej miejcowości, idzie się dość krótko i dociera się do wioski w porze obiadowej. Do Pan-Naung są stamtąd jeszcze 4 godziny wyczerpującego marszu, więc aby dostać się tam przed zmrokiem, trzeba wyjść z E-Long przed 7 rano. My dotarliśmy do Kun-Haug o 14 i chętnie poszlibyśmy jeszcze 2 godziny dalej, ale biorąc pod uwagę, że po drodze nie ma żadnych wiosek, dobrze zrobiliśmy zostając.
E-Long – Ohmatet –> 1 godzina 45 min
Schodzimy ze wzgórza szlakiem po drugiej stronie klasztoru, niż ta którą przyszliśmy poprzedniego dnia. Wąska ścieżka idzie stromo w dół, aż połączy się z główną drogą biegnącą w prawo. Po ok. 30 min docieramy do lokalnej fabryki, gdzie na skrzyżowaniu wybieramy lewą drogę z drewnianym płotkiem. Idąc po płaskim terenie, zboczem góry, docieramy do bardzo urokliwej wioski, gdzie warto zatrzymać się na chwilę i pogawędzić z mieszkańcami.
Ohmatet – Pansone –> 45 min
Po kilku minutach od opuszczenia wioski, na rozwidleniu przy pagodzie, wybieramy drogę najbardziej po prawej stronie, biegnącą w dół. Po 20 min osiągamy dno doliny, przechodzimy przez mostek nad strumieniem, a potem wspinamy się łagodnie 25 min pod górę do Pansone.
Pansone – North Kun-Haug –> 45 min
Na skrzyżowaniu w wiosce wybieramy drogę w prawo, biegnącą raz w górę, raz w dół przez ok. 15 min. Przy rozłożystym drzewie z kapliczką skręcamy w lewo i przez ok. 30 min wspinamy się stromą drogą do wioski. To najcięższe podejście tego dnia, bo trzeba przejść na drugą stronę wysokiego wzgórza.
North Kun-Haug – South Kun-Haug –> 45 min
Przy wyjściu z wioski wybieramy drogę w lewo, w kierunku bramy wyjazdowej. Nasz cel jest bardzo blisko, po drugiej stronie doliny, ale dotarcie tam trwa trochę, ze względu na liczne zakola trasy, idącej płasko zboczem wzgórza.
Rodzina, u której się zatrzymaliśmy, jest przyzwyczajona do przyjmowania turystów. Śpi się na piętrze dużego domu, gospodyni zaopatruje w materac i koce oraz przyrządza pyszny obiad, kolację i śniadanie. Aby dotrzeć do domu, należy zejść drogą prowadzącą w dól przez wioskę i minąć klasztor po lewej stronie. Po prawej stronie zobaczycie dom z niebieskimi okiennicami i niewielkim sklepikiem w środku.
Dzień 3 –> z South Kun-Haug do Hsipaw (6h 30min + 1h na przystanki)
South Kun-Haug – Pan-Naung –> 4 godziny
Z wioski wychodzimy tą samą drogą, którą przyszliśmy, a na jej końcu skręcamy w lewo. Szlak prowadzi w dół przez 15 min, aż do niewielkiego mostku, za którym obieramy skrót w prawo i przez 45 min wspinamy się stromo do góry. Na szczycie łączymy się z główną drogą, która prowadzi raz w górę, raz w dół, a po ok. godzinie na rozwidleniu skręcamy w lewo. Przez kolejną 1 godzinę i 45 min trasa prowadzi cały czas dość stromo w dół do wioski. W połowie tego długiego odcinka, przy czerwonej kapliczce skręcamy w lewo. Wioski, do której zmierzamy nie widać prawie do samego końca, ale gdy zaczyna się zejście, w oddali można już zobaczyć Hsipaw. To najtrudniejszy odcinek całego trekkingu, więc najlepiej pokonywać go rano ze świeżymi siłami. Po drodze nie mijamy żadnych domostw, ale na trasie spotykamy obwoźnych sprzedawców na skuterach, u których można zaopatrzyć się w słodkie placki roti, owoce i słodycze.
Pan-Naung – Pan-Lan –> 1 godzina
Szlak prowadzi najpierw delikatnie, a potem ostrzej w dół.
Pan-Lan – Pinsay –> 1 godzina
Trasa prowadzi po płaskim terenie, ale droga bardzo się dłuży, bo brakuje punktu odniesienia – wioskę widać dopiero po pokonaniu ostatniego zakrętu, kilkaset metrów przed pierwszymi zabudowaniami.
Pinsay – Hsipaw –> 20 min + 15 min stopem
Po 20 min marszu po płaskim terenie dochodzimy do głównej drogi do Hsipaw, gdzie można złapać stopa i ostatnie kilometry do miasta pokonać na tylnym siedzeniu wygodnego auta.
Więcej zdjęć z trasy Namhsan – Hsipaw w galerii:
Namhsan – Hsipaw 31.01-02.03.2013 |
Ten trek to tez zdecydowanie nasza ulubiona przygoda w Birmie. Mam nadzieje ze nasze wskazowki choc troche sie przy przydaly ale pamietam ze kilka razy mielismy zagube. Widzialam na fotce u Was taka pania w oknie, ktora tez uwiecznilismy wiec trasa choc troche sie pokrywala. Pozdrawiamy
Piękne zdjęcia i piękna okolica.
Pokrywała się bardzo i bez Waszych wskazówek w ogóle nie odważylibyśmy się wyruszyć, więc dziękujemy!
No to pozamiataliście My chyba nie zdecydowalibyśmy się na taki samotny trek , nawet gdybyśmy mieli tyle czasu na okolicę. pewnie byśmy byli w tej grupie turystów z przewodnikiem :))) Tym bardzie gratuluję odwagi .
ps: oczywiście „Na własne oczy” czytamy przed każdym kierunkiem w który się wybieramy. Przed Birmą również tak było. Przy okazji pozdrawiam serdecznie
Właśnie chodzi o to, że to jest w rzeczywistości prostsze niż się wydaje! A i Tomku zachęcamy do wzięcia udziału w konkursie! Na pewno masz jakieś ciekawe zdjęcia w swoich archiwach.
Trzeba sporej odwagi, żeby zdecydować się na wyprawę bez przewodnika. Zgadzam się jednak w 100%, że gdy jednak podejmiemy taki krok, to możemy zyskać naprawdę fajną przygodę oraz zobaczyć dużo więcej.
Witajcie! Zachęceni Waszym opisem chcieliśmy zrobić ten sam trek, niestety okazało się, że pod koniec ubiegłego roku Namhsan zostało zamknięte dla turystów. Więcej szczegółów i pomysł na alternatywną trasę opisaliśmy na naszym blogu: http://nasigoreng.pl/2014/03/23/shan. Pozdrawiamy i życzymy udanych podróży!
Ale to się wszystko szybko zmienia! Ale sądziliśmy że w Birmie, to się raczej coraz więcej regionów otwiera, a nie zamyka. Wielka szkoda…