Jedzenie to dla nas duża część podróży. Próbowanie, smakowanie, poznawanie nowych potraw i kulinarnych specjałów. Czasem jest to przyjemne i kolejnego dnia wracamy po więcej, a czasem… czasem jest to po prostu forma „chrztu”, rytuału przejścia. Jak w przypadku tarantuli w Kambodży, albo baluta na Filipinach, czy żywej ośmiornicy w Japonii. Po prostu trzeba to zrobić! Jeden raz i basta!
W Ekwadorze, a może jeszcze bardziej w Peru, takim daniem jest świnka morska. Zwierzak kojarzący nam się z domowym pluszakiem, którego w dzieciństwie karmiliśmy, przytulaliśmy i wypuszczaliśmy na spacer po pokoju. Ja, jako dziecko, miałam chomika, a potem szynszylę i żadne z nich nie skończyło zbyt dobrze. Zresztą – nigdy nie byłam fanką zwierząt domowych i może dlatego zjedzenie świnki morskiej nie było dla mnie trudne. Dla Marcina, który wbrew pozorom jest wrażliwcem – wręcz przeciwnie.
Moim zdaniem, problem tkwi w prezentacji i sposobie podania. Przecież jadamy królika, jagnię i inne „słodko” wyglądające zwierzęta, ale żadnego z nich nie zobaczymy na talerzu w całości: z głową, pazurkami, zębami, a nawet wąsami! Taka świnka morska nabita na pal to dość nieprzyjemny widok i tu właśnie rodzą się nasze uprzedzenia.
Tymczasem dla Ekwadorczyków świnka morska to rarytas. To specjał, którego nie jada się codziennie, podczas zwykłego posiłku, tylko na specjalne okazje i święta. Już Inkowie uważali świnkę za posiłek godny królów i spożywali je w trakcie ważnych ceremonii oraz używali do składania ofiar bogom. W ostatnich latach świnki morskie zawędrowały również do USA, gdzie robią karierę w drogich restauracjach, a w górach Ekwadoru i Peru knajpki serwujące cuy, jak nazywają świnkę w Ameryce Południowej, można spotkać na każdym rogu.
Zapraszamy na czwarty vlog z Ekwadoru, czyli świnka na talerzu!
UWAGA: ten film nie jest dla wszystkich! Jeśli jesteś wegetarianinem, obrońcą zwierząt lub po prostu kochasz gryzonie – lepiej go nie oglądaj. Zdajemy sobie sprawę, że dla niektórych z Was jedzenie świnki morskiej jest zbrodnią i jesteśmy przygotowani na takie komentarze, ale pomyślcie że tu gdzie mieszkamy od kilku miesięcy, to jak karp na święta.
Zobaczcie wcześniejsze odcinki naszego vloga z Ekwadoru!
COTOPAXI Stopem do granicy śniegu
Zapomnieliśmy wspomnieć, że świnką morską zajadaliśmy się w mieście Cuenca, które z tego specjału słynie. Nie jest to może do końca istotne, szczególnie że można go spróbować także w Quito, Baños i pewnie wielu innych miejscach, ale niejako przy okazji chcieliśmy Wam pokazać kilka zdjęć z tego miasta.
Pochmurna, ale nie mniej piękna Cuenca:
Więcej zdjęć z pięknego miasta Cuenca w galerii:
Cuenca 11-12.03.2015 |
Smakuje średnio, wygląda strasznie…
Próbowałaś? Mamy podobne odczucia…
Próbowałam. Nie był to obiad życia :/
Dlatego cieszymy się że zjedliśmy tanio na ulicy, a nie drogo w restauracji. Taka świnka to wbrew pozorom spory wydatek
no wlasnie nawet taka najlepsza z wyrafinowanej restauracji wymaga sprawnych zebow i dreczenia sie nad miesem, ktore na dobra sprawe smakuje srednio. Dlatego uwazam ze nie warto je zabijac… A probowaliscie alpake i lame?
Alpakę, chyba z 2 razy, ale jakaś taka gumiasta była. A wiecie, że według eko ekspertów, to właśnie na świnki morskie powinno się w przyszłości postawić, a nie na krowy i świnie, bo są bardziej ekologiczne. Nie potrzebują pastwisk, można je hodować w domu, mniej jedzą itp.
Zgadzam się, alpaka gumiasta bardzo!
podróżowanie bez smakowania lokalnych specjałów nie ma sensu, trzeba poznawać świat wszystkim zmysłami 😉
Joanna A psa w Chinach/Wietnamie byś zjadła?
Psa i kota nie ruszę, resztę posmakuję jednym zębem
No nie zachęcacie 😉 Chociaż pewnie i tak spróbuję, jak dotrzemy do Peru
Spróbuj, wiadomo! Ale szału nie ma
Spróbować trzeba, ale chyba raz wystarczy
ujj 😛 ależ okropność!
Jadłam szczura w Wietnamie… Ciekawe czy świnka smakuje lepiej…
Nie wiem, ale wygląda trochę jak szczur, co nie?
Ja jako mięsożerca nie mam żadnych obiekcji. Sam staram się próbować lokalnych specjałów, gdziekolwiek jestem. Pies, balut, czy świnka morska. Dla mnie luz
Ulżyło nam
muszę koniecznie spróbować, tylko to tak daleko…
Nie martw się, w USA świnki już serwują, to za kilka lat i do Polski dotrą
Lepsza smażona niż pieczona, w Quito dobrze przygotowują cuy’e obok mitad del mundo
A to ciekawe, bo ze smażoną się nigdy nie spotkaliśmy
Chyba bym się nie zdecydowała……………….!!! pozdrawiam !!!
Jedliśmy w Peru. Da się zjeść, choć bez rewelacji. Gdyby jeszcze nie była tak koszmarnie podawana…
W podaniu tkwi cały problem. Nasze europejskie umysły nie są przystosowane do tak drastycznych widoków.
chyba raczej bym nie spróbowała. :p
A to chyba jedno z bardziej „lajtowych” dziwnych dań, które można spróbować w podróży
O ile nie masz świnki w domu jako zwierzaka 😀
A masz?
Nasz chicken najlepszy
Jadłam. Mięso smaczne, ale za dużo trzeba się namęczyć, żeby je obgryźć więc raczej wolę inne zwierzęta do jedzenia.
Popieramy!
Niestety, nie spróbowałabym..nie chodzi o przekonania, chodzi o formę.
Może gdyby było to podane w takie sposób, że nie domyslałabmy się, co to jest, to pewnie bym zjadła 😉
Wielokrotnie słyszeliśmy w Azji opinię: Fuu! Nie jem tego! To za dużo kurczaka w kurczaku! Jesteśmy przyzwyczajeni do kupowania filetów w supermarkecie, ale jak już coś ma nogi, skrzydła, pióra, albo oczy to be! Kwestia przyzwyczajenia 😉
Myśląc o śwince morskiej, widzę swojego zwierzaka z dzieciństwa. Dokładnie rok temu przestałam jeść mięso ze względów zdrowotnych, ale czasem (np. ostatnio w Brazylii) trochę łamię swoje zasady żeby spróbować lokalnych przysmaków, bo też nie wyobrażam sobie podróżowania bez smakowania. Niemniej po krążących tu opiniach, raczej się nie zdecyduję. A kiedyś, kiedyś bardzo chciałam jej spróbować. Do pewnych decyzji trzeba jednak dojrzeć 😉
Może nie zawsze trzeba wszystkiego na siłę próbować, ale my jakoś nigdy nie umiemy się powstrzymać!
JA tam bym spróbował, bo ciekawski ze mnie gość
A i bardzo dobrze!
Szczerze to nie miałem ochoty wchodzić na ten wpis po tym zdjęciu zaraz z samego początku. Nie próbowałam i jakoś nie mam ochoty pracować.
Na pewno nie jest to dla każdego! Pozdrawiamy!
Strasznie ta świnka wygląda… 😉
o jaaaaa – o takim czyms nie slyszalam – chyba bym nie mogla zjesc….
To lekka przesada najpierw pokazywać żywe świnki, a potem jak się je zjada.
Masz rację, może trochę przesadziliśmy, ale jedzenie mięsa nie zdając sobie sprawy, że pochodzi od żywych istot też nie jest według nas dobre. Powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego co robimy.
Popieram. To zadziwiające, że tylu ludzi pisze, że zjedliby to danie, gdyby tylko było podane inaczej. Albo że razi ich zestawienie żywej świnki z obrazkiem świnki przyrządzonej do jedzenia. Jeśli w ogóle je się zwierzęta, to czepianie się tych kwestii jest czystą hipokryzją, obłudą, niesamowite, że dorośli ludzie bez cienia wstydu piszą takie komentarze! Smutne strasznie.
Uf, tak czy inaczej – mam nadzieję, że lokalne południowoamerykańskie kuchnie mają też jakąś ofertę wegetariańską
PS. Także brawa dla Was za szczerość i przedstawienie świata jakim jest w tym filmiku.
Wiesz Ula, tak z perspektywy czasu to teraz wydaje nam się, że może to było jednak trochę zbyt brutalne: najpierw przytulać świnki, a potem je jeść.
I tak chyba wolałbym od kiszonych śledzi, albo odkopanej po miesiącu foczej łapy. A dla miejscowych to rarytas. Inna sprawa że niektóre nasze potrawy w innych kulturach też wywołałyby niemałą konsternację…
No na przykład flaczki, czernina, karp pływający w wannie 😉