Wulkany zachwycają nas niezmiennie! Monumentalne, majestatyczne, górują nad miastami, trzymając mieszkańców w niepewności. Uśpione, dają o sobie znać wypuszczając złowrogie kłęby dymu. Nie da się o nich zapomnieć, nie da się ich nie podziwiać. Ameryka Środkowa już zawsze będzie nam się kojarzyła właśnie z nimi, a nie rajskimi plażami, dżunglą, czy ruinami.
Gwatemala to wulkaniczny raj! Ponad 30 wulkanów rozsianych jest po południowej części kraju, z czego siedem aktywnych. Najbardziej popularne do wspinaczki znajdują się w okolicach Antigua, Jeziora Atitlan i Quetzaltenango. Chcielibyśmy zdobyć je wszystkie, bo wulkany nie nudzą nam się nigdy, ale ostatecznie zobaczyliśmy trzy: Pacaya, Santa Maria i Tajumulco. Trzy zupełnie różne, o innej skali trudności i charakterze, ale za każdym razem tak samo zachwycające!
Wulkan Pacaya
wysokość n.p.m. : 2552 m
długość trekkingu : 3-4 h
cena: 150Q (przewodnik) + 50Q (wstęp/osoba) lub $10 (z agencją)
Dużo wody w Wiśle upłynęło od czasu kiedy porządnie się zmęczyliśmy. Od górskich spacerów w Kalifornii, Utah i Arizonie minęło już pół roku, a od tej pory wszędzie jeździliśmy na motocyklu. Mięśnie nam zwiotczały, kondycja sięgnęła dna i po przyjeździe do Gwatemali nie chcieliśmy od razu skakać na głęboką wodę. Szukaliśmy wulkanu „na rozgrzewkę” i znaleźliśmy: Wulkan Pacaya – dwugodzinne podejście pod szczyt, do strefy płynnej lawy.
Mimo że trasa nie jest wymagająca, a szlak wyraźnie widoczny, to ze względów bezpieczeństwa konieczne jest wynajęcie przewodnika. Pod szczytem kłębi się kilkudziesięciu turystów piekących pianki na wulkanicznych oparach, ale największą atrakcją jest wrząca, czerwona lawa, spływająca z krateru. Pacaya nie zawsze jednak jest na tyle łaskawa, żeby świeżą lawę wyprodukować. W naszym wypadku, ostatnia pojawiła się 4 miesiące wcześniej, musieliśmy się więc zadowolić pieczeniem pianek i obserwacją chmur dymu wydobywających się z krateru.
Nawet i bez lawy jest to ładny wulkan – jak one wszystkie, ale ilość turystów psuje nieco atmosferę. W zwykłych warunkach warto wybrać inny, mniej zatłoczony, ale gdy z krateru spływa lawa, Pacaya to absolutny must-see!
Wulkan Santa Maria
wysokość n.p.m. : 3772 m
długość trekkingu: 8-9h
cena: 200-250Q (podczas pełni księżyca), za darmo! (w ciągu dnia)
W informacji turystycznej w Quetzaltenango, po zapytaniu o wulkany od razu wysyłają nas do agencji turystycznej. Przewodnik LP, który rzekomo ma pomagać w podróżowaniu na własną rękę, robi dokładnie to samo. Według większości, samodzielne wspinanie się na gwatemalskie wulkany jest zbyt niebezpieczne, a ryzyko napadu i rabunku zbyt duże. Dlatego na Santa Marię idziemy z przewodnikiem i dwoma uzbrojonymi policjantami. Tak dla ostrożności.
Nie mieliśmy w planach wspinać się na ten wulkan, ale nadarzyła się okazja jedyna w swoim rodzaju: nocne wejście podczas pełni księżyca. Następna taka sposobność – dopiero za miesiąc. Ani się obejrzałam, a już stałam uzbrojona w latarkę w ostatniej wiosce przed szczytem. Przed nami 1700 metrów przewyższenia i 5 godzin wędrówki pod górę. Według mnie, bardzo ciężkiej i wymagającej, według Marcina, tylko nieco trudniejszej niż poranny spacer z psem. Efekt był jednak taki sam: tuż przed wschodem słońca stanęliśmy na szczycie Santa Maria ze wszystkich stron otoczeni wulkanami. Pod nami ział Santiaguito – jeden z najbardziej aktywnych wulkanów na Ziemi. W ostatnich chwilach ciemności mogliśmy zobaczyć czerwoną lawę, wrzącą we wnętrzu krateru, a potem wzeszło słońce i na kilka chwil ciepłe światło pokryło całą okolicę. W jednym się zgadzamy: to był jeden z najpiękniejszych krajobrazów, jakie widzieliśmy w życiu.
Wracając, mijaliśmy Gwatemalczyków pokonujących drogę na szczyt w ciągu dnia. Szczególnie w weekendy na szlaku jest dość tłoczno, bo Santa Maria to jedna z ich świętych gór. Gdybyśmy mieli wybrać się tam po raz drugi w nocy, zrobilibyśmy to z agencją, ale w ciągu dnia na pewno poszlibyśmy samodzielnie.
Wulkan Tajumulco
wysokość: 4220 m n.p.m.
długość trekkingu: dwa dni lub 3h!
cena: 500Q (z agencją), za darmo! (samodzielnie)
Po wejściu na Wulkan Santa Maria, przez jakiś czas o wielogodzinnym trekkingu pod górę nie chciałam słyszeć. Na Tajumulco wchodzi się zwykle dwa dni, z noclegiem w mroźnym namiocie, więc nawet fakt, że jest to najwyższy szczyt Ameryki Środkowej do mnie nie przemawiał. Dlatego ucieszyliśmy się niezmiernie, kiedy usłyszeliśmy od Pelikanochomików, że wulkan ten można oszukać.
Tak jak Magda i Michał kilka miesięcy wcześniej swoim samochodem, tak i my wjechaliśmy motocyklem prawie pod sam szczyt – na około 3650 m n.p.m., skąd stroma ścieżka prowadzi pod górę, by po 30 minutach połączyć się z głównym szlakiem. Na początku trasy łatwo się zgubić i w rezultacie zamiast w dwie godziny na szczyt, zawędrować zakosami na drugą stronę wulkanu (aby tego uniknąć, prześledźcie MAPĘ umieszczoną tutaj). Warto też spędzić wcześniejszą noc w miejscowości San Sebastian, gdzie zaczyna się droga prowadząca na wulkan, bo choć z Quetzaltenango jest tu tylko 70 kilometrów, to jest to mozolna przeprawa górskimi drogami pełnymi chickenbusów.
My wyruszyliśmy o 6 rano, a wspinaczkę zaczęliśmy dopiero o 9. Kiedy o 11 znaleźliśmy się na górze, cały szczyt ukryty był już w gęstej mgle. Pogoda poskąpiła nam widoków i tylko dzięki GPS’owi poczuliśmy, że faktycznie jesteśmy na 4223 m n.p.m., czyli wyżej niż kiedykolwiek (a szczyt ma 4220 m n.p.m.! dziwne?)
Więcej zdjęć z gwatemalskich wulkanów w galeriach:
Wulkan Pacaya 03.08.2014 |
Wulkan Santa Maria 10.08.2014 |
Wulkan Tajumulco 13.09.2014 |
Cudne te wulkaniska! Byłam w tym roku w swoim pierwszym wulkanie w Grecji, dziś mieszkam na wulkanicznej wyspie Lanzarote i przyznam się szczerze, że zapałałam miłością do wulkanów wszelkiej maści!
Takie zazdro mnie łapie… <3 Piękne widoki. Powodzenia w dalszej podróży!
Przepiękne kolory na zdjęciu.
Niesamowite miejsca i piekne zdjecia!:)
Ależ fenomenalne zdjęcia!
Jesteście moją podróżniczą inspiracją, dziękuję!
Ale widoczki, wow!
marzenia…
magiczne widoki
zdjęcia wulkanu Santa Marii bardzo zachęcają, aby tam pojechać, jednak informacje o obligatoryjnych przewodnikach i uzbrojonych policjantach ze względu na ryzyko porwania zdecydowanie zniechęcają…
Niestety takie są realia, ale miejmy nadzieję że z czasem się to zmieni. A na razie trzeba się cieszyć, że to najtańszy kraj w regionie i takie rzeczy nie są drogie.
Wydaje mi się, że jeszcze taniej było w Salwadorze. Trekking na Santa Anna podobny, czterech z szotganami. Ale nie mogę już dłużej pacz(k)ać na te zdjęcia, bo nachodzi standardowe… wróciłoby się…
Może urzeknie mnie, na co liczę kraina wulkanów po drugiej stronie półkuli niebawem <3
Indonezja?
zdjęcie z Santa Marii z cieniem wulkanu <3
Super sprawa!
Pięknie… po prostu pięknie, a ta czerwona lawa… magia!
Uwielbiam! <3
Coś pięknego! Ja mam fisia na punkcie wulkanów. Zwłaszcza tych aktywnych!