Pamiętam jeszcze te czasy, choć jak przez mgłę, bo było to wieki temu, kiedy wyjeżdżało się na wakacje z kilkoma książkami w plecaku, przewodnikiem w dłoni, głową pełną pomysłów i planów oraz telefonem komórkowym na dnie plecaka. Raz na kilka dni pisało się wiadomość do rodziców, że wszystko dobrze, sprawdzało maila w kawiarence internetowej (bo i tak nic oprócz reklam nie przychodziło) i tyle było kontaktu ze światem.
Dzisiaj wygląda to zgoła inaczej. Codziennie rano, po przebudzeniu, laptop idzie w ruch. Trzeba przecież wrzucić foteczkę na fejsbuka i zobaczyć co słychać u znajomych, z którymi nie mamy szansy się spotkać. Potem, najczęściej przy śniadaniu, dzwoni Skype. Mama lub tata chce zobaczyć nasze twarze i zamienić kilka słów. Prawda jest taka, że z rodzicami rozmawiamy częściej niż w domu, choć dzieli nas tyle kilometrów. Dziesięć kart otwartych w oknie i Google zdradza przed nami swoje tajemnice: Jakie są najtańsze hostele w Meridzie? Które cenoty warto odwiedzić na Jukatanie? Ile kosztuje nurkowanie na wyspie Cozumel? Oglądamy zdjęcia, czytamy opinie i już nie potrafię sobie wyobrazić, jak kiedyś wybieraliśmy miejsca warte odwiedzenia.
Wiemy, jak łatwo uzależnić się od wygody i dostępu do informacji. Od tego, że w każdym momencie: na ulicy, w metrze, na plaży, można dowiedzieć się wszystkiego. A co jeśli w naszym hotelu akurat nie ma wi-fi? Zdarza się, że umiemy bez niego przetrwać dzień, czy dwa, ale przy dłuższej przerwie zaczyna się prawdziwa pogoń za łączem. Szukamy w restauracjach, barach i bibliotekach, a ostatecznie trafiamy do kawiarenek internetowych. Prawda jest taka, że w naszych czasach ludzie bez internetu wariują, a do czego są się w stanie posunąć, by go zdobyć, w zabawny sposób pokazuje promowany przez nas filmik!
Jose, pomysłodawca Wi-Fi Dogs, szkoli swoje psy tak, by wychwyciły sygnał wi-fi i zlokalizowały jego źródło, a następnie zaprowadziły swojego klienta-turystę w odpowiednie miejsce. Z pomocą swojego przyjaciela Santiago, żony Rosy i watahy bardzo nieprzewidywalnych psów, Jose może zrewolucjonizować turystyczny biznes. Albo i nie… Jak myślicie uda mu się? A może warto spędzić wakacyjny czas w inny sposób, niż w pogoni za internetem?
Obejrzyjcie filmik!
Wpis sponsorowany.
Ja pamietam jak sie wyjezdzalo na wakacje nawet bez komorki, a internet byl tylko ciezko dostepnym bajerem. Gdy pierwszy raz pojechalam do Szkocji dzwonilam do rodzicow z budki, majac jakis (nie wiem juz nawet skad dorwany) telefon, zeby dzownic na koszt abonamenta. A informacje na temat miesjc to tylko z papierowych przewodnikow, ewentualnie gazet turystycznych. Tyle, ze te sie szybko deaktualizowaly. W tym wszystkim jednak bylo jakos wiecej ducha przygody niz obecnie z tymi wszystkimi udogodnieniami
Kurcze ja też pamiętam jak to było – ale niestety czasami się już skończyło no chyba że sami się zmotywujemy i coraz częściej będziemy ekstremalnie pokonywać szlaki. A powiedz mi czy ty używałaś plecaka takiego podróżniczego do 80l czy może walizki. Bo ja się zastanawiam nad takim http://www.marbo.pl/product-pol-13154-Plecak-wyprawowy-80l-Explorer-czerwony.html i nie mam pojęcia czy w niego inwestować bo w sumie tani nie jest/ Podpowiesz mi co i jak?