O tym dlaczego niektóre miejsca lubimy bardziej niż inne, pisaliśmy już przy okazji Birmy i miasteczka Nyaungshwe nad Jeziorem Inle. To trzy proste czynniki, które sprawiają, że nie chcemy wyjeżdżać, bo jest nam gdzieś po prostu dobrze. Fajne miejsce do spania, smaczne jedzenie i ludzie, co w przypadku Kolumbii nie mogło zawieść, bo byli z nami nasi najlepsi przyjaciele. I może dlatego lista wspaniałych miejsc rosła z dnia na dzień: Kartagena, Palomino, Villa de Leyva, a na swój sposób nawet Cabo de la Vela. Żadne z nich nie przebiło jednak Salento, które do samego końca pozostało naszym ulubionym miejscem w Kolumbii.
Dlaczego?
Bo to przyjemne miasteczko o łagodnym klimacie, w którym można spędzić dni, a nawet tygodnie. W okolicach Salento roi się od skąpanych w zieleni wiejskich domów w stylu paisa, przekształconych w rustykalne hotele. Osobom, które bardziej dbają o budżet polecamy pięknie położoną (kilometr za miastem) farmę La Serrana, gdzie można wynająć pokój, łóżko, albo rozstawić własny namiot. Klasyczne spędzanie czasu w hamaku sprawdzi się tam świetnie, ale Salento ma do zaoferowania znacznie więcej!
Poniżej 5 powodów, dla których Salento jest takie niezwykłe!
5 niesamowitych rzeczy w Salento
KAWA
Salento leży pośrodku Zona Cafetera, czyli regionu zajmującego się uprawą i produkcją kawy. Nie to żeby kawa w Salento była jakaś szczególnie dobra, bo na kolumbijski rynek trafia głównie kawa drugiej kategorii, a poza tym my kawy nie pijamy prawie wcale, ale urzekła nas kultura kawy, którą można zaobserwować w miasteczku i jego okolicach. Kawowce zaściełają okoliczne wzgórza tworząc plantacje skupione wokół kolorowych, wiejskich domów w stylu paisa. W sezonie farmerzy codziennie pokonują drogę na targ jeep’ami wypakowanymi po brzegi workami z cennymi ziarnami. Spacerując po piaszczystych drogach otaczających miasto można odwiedzić jedną z plantacji, poznać proces powstawania kawy i napić się małej czarnej ze świeżo zmielonych ziaren pierwszej kategorii. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym jak powstaje kawa – zajrzyjcie do poprzedniego wpisu.
WILLYS
Amerykańskie jeep’y z lat 50-tych to najpopularniejszy środek transportu w Zona Cafetera, a szczególnie w okolicach Salento. Służą zarówno jako taksówki, transport publiczny i prywatne samochody farmerów, którzy przewożą nimi ogromne ilości kawy i innych zbiorów. Przejażdżka Willys’em to atrakcja, której każdy powinien spróbować – często ekstremalna, gdy wypakowane po brzegi ludźmi szaleją na zakrętach w drodze do Valle de Cocora.
Jak one się tam w ogóle znalazły?
Po II wojnie światowej USA chciało pozbyć się, niepotrzebnych już, wojskowych jeep’ów, które trafiły na podatny grunt, w poprzecinanej szutrowymi drogami Kolumbii. Tak doskonale sprawdziły się na wymagającym, górzystym terenie, że przez chwilę zaczęto je nawet w Kolumbii produkować. Najbardziej użyteczne okazały się dla farmerów z Zona Cafetera, którzy nazwali je „mechanicznymi mułami” i używają ich do dziś.
TRUCHA
Trucha, czyli pstrąg. Kolumbia nie jest najlepszym kierunkiem dla smakoszy. Tutejsze jedzenie jest mdłe, mało wyraziste i eufemistycznie rzecz ujmując – nudne. Dlatego gdy wreszcie znaleźliśmy danie, które było nie tylko niezłe, ale wręcz pyszne – nie mogliśmy przestać go jeść! Każdego dnia, mniej więcej o tej samej porze, przychodziliśmy do niepozornej restauracji, właściwie to dziury w ścianie z kilkoma stolikami, na najlepszą trucha w mieście. Może nie prezentuje się zbyt dobrze, ale pstrąg pieczony w żeliwnym naczyniu, w sosie grzybowo-czosnkowym z rozpuszczonym serem, podawany z sałatką z mango i smażonymi zielonymi platanami, był zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką jedliśmy w Kolumbii.
KOLIBRY
Nigdy nie przestaniemy się nimi zachwycać, bo to chyba najbardziej wdzięczne istoty w ptasim świecie. Małe i szybkie jak diabli, machają skrzydełkami do 80 razy na sekundę wydając dźwięk podobny do brzęczenia muchy. Ich piórka błyszczą w słońcu, zmieniając kolor z matowozielonego na bajeczne odcienie fioletu, turkusu i seledynu. W samej Kolumbii jest ich aż 162 gatunków – najwięcej na świecie. Mogłabym je fotografować bez końca, również dlatego że są tak nieuchwytne. Sprawę ułatwiają karmniki ze słodzoną wodą zainstalowane w ogrodach wielu domów w okolicach Salento, do których regularnie przylatują różne gatunki kolibrów.
VALLE DE COCORA
Ostatni, ale najważniejszy punkt tego zestawienia: zjawiskowa, magiczna i tajemnicza Valle de Cocora. Jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy w życiu, ta dolina, położona zaledwie 10 km od Salento, jest miejscem z innego świata. Pewnie po części przez pogodę, która przez większość czasu ukrywa ją we mgle, a po części przez rosnące tam, niebotycznie wysokie palmy woskowe, które mogą osiągać wysokość nawet do 60 metrów. Połączenie tych elementów daje fascynujący efekt, tworząc miejsce jedyne w swoim rodzaju. Można spacerować dnem doliny wśród zielonych pastwisk albo jej zboczami pomiędzy ogromnymi palmami. Można też wynająć konia lub pójść na trekking w pobliskie góry Parku Narodowego Los Nevados. Nie ważne jak i nie ważne po co, ale zawsze będzie się wracało. Tak jest pięknie.
Więcej zdjęć z Salento i Valle de Cocora w galerii:
Salento i Valle de Cocora 17-19.12.2014 |
Na kawę idę w ciemno. Zresztą z Waszą rekomendacją i taki fotkami – wszędzie indziej też!
Ja juz znam to prawdziwe Salento we Wloszech, wiec z przyjemnoscia odwiedzialabym te w Kolumbii:)
Heh faktycznie chodziliśmy tymi samymi ścieżkami:) Wszystko się zgadza- Valle de Cocora przepiękna, pstrąg smaczny, a kolibry urocze!
Nie ukrywamy, że trochę się Waszą trasą inspirowaliśmy 😀
Czy tylko mnie zachwyciły te mega kolorowe drzwi? Są genialne!
W kolumbijskich miasteczkach jest ich całe mnóstwo! Do wyboru do koloru!
To muszą mieć tam tęczowo. Sama bym takie sobie wprawiła, popatrzysz na takie drzwi i od razu masz lepszy humor
Co racja to racja
Piękne okolice, wspaniałe zdjęcia! Aż chce się ruszyć sprzed biurka i jechać!
Piękne zdjęcia! Mam pytanie ,gdzie dokładnie w Salento jest to miejsce ,w którym jedliście tego pstrąga(trucha) ? Niedługo wybieram się do Kolumbii i chciałabym spróbować jak najwięcej lokalnego jedzenia ,więc bardzo mnie to interesuje
Ojej, dokładnej lokalizacji już nie pamiętamy, ale na pewno było to na głównej ulicy po lewej stronie jak się idzie od strony placu. Nieduże miejsce z kilkoma długimi stołami.
Wspaniałe miasteczko! I zdjęcia tych cudownych, kolorowych domków! <3