Spacerując ulicami Georgetown w ciągu kilku minut można poczuć się jak w kilku krajach jednocześnie. Każda ulica to inni ludzie, inna kultura, inna religia, tylko charakterystyczna architektura dwupiętrowych kamienic pozostaje niezmienna, spajając tę różnorodność w jedną, bardzo intrygującą całość.
W Chinatown każda kamienica to niewielki biznes. Czy to sklep, hurtownia ryżu, czy warsztat lub zakład meblowy, własny interes to dla Chińczyka powód do dumy, na który pracuje zwykle kilka pokoleń. Podczas gdy starsi dziaduszkowie zażywają zasłużonego odpoczynku w podcieniach na progu, ich młodzi i prężni synowie zaciekle dobijają targu z klientem.
Kilka przecznic dalej panuje dużo bardziej rozluźniona atmosfera. W Małych Indiach (ang. Little India) przy dźwiękach najnowszych hitów Bollywood’u, roześmiani Hindusi sprzedają kolorowe sari. Wystarczy jedno charakterystyczne „Hello Mister” i czujemy się jak w zupełnie innej części Azji.
Tuż za rogiem, kiedy radosne dźwięki hinduskiej muzyki cichną, odzywa się dźwięczny głos muezina wzywającego do modlitwy muzułmańskich mieszkańców miasta – Malajów. W promieniu kilkuset metrów od meczetu, znajduje się kilka świątyń taoistycznych i co najmniej jedna hinduska, a także chrześcijański kościół.
Na jednej z ulic, przed piękną, kolonialną rezydencją spotykamy Malezyjczyka, który zaprasza nas do swojego domu. Właśnie się wyprowadza, bo już niedługo budynek oddany zostanie do zwiedzania, jako część dziedzictwa kulturowego Malezji. Jego rodzina mieszka tam od kilku pokoleń, ale my patrząc na niego przysięglibyśmy, że jest stuprocentowym Europejczykiem.
Pod wieczór, nieopodal naszego hotelu, na jednym ze straganów Baba-Nonya, czyli muzułmański Chińczyk, przygotowuje dla nas dania jednej z najlepszych, ulicznych kuchni świata.
„Prawowici” mieszkańcy Malezji nazywani są Bumiputra. Należą do nich Orang Asli, czyli rdzenni mieszkańcy Półwyspu Malajskiego, ale głównie chodzi tu o Malajów, czyli muzułmanów, którzy praktykują malajskie zwyczaje i porozumiewają się w języku malezyjskim. To tak jak Polacy w Polsce, z tym że Malajowie tworzą tylko nieco ponad 50% populacji Malezji.
Pierwsi Chińczycy przypłynęli do Malezji już w XV wieku, ale zdecydowana większość imigrowała w czasach kolonialnych, zwabiona nowymi możliwościami handlu. Część z nich asymilowała się z Malajami poprzez mieszane małżeństwa, przejście na islam i przejęcie części malajskich zwyczajów. Tak narodziła się nowa kultura i nowa grupa etniczna, ciekawe połączenie chińskich i malajskich tradycji, nazywana powszechnie Baba-Nonya. Zdecydowana większość pozstała jednak taoistami, bardzo związanymi z tradycją swoich przodków.
Większość Hindusów, a szczególnie Tamilowie z południa Indii, została przywieziona przez kolonistów w XIX wieku, by posłużyć jako tania siła robocza, najpierw na plantacjach kawy i herbaty, potem gumy i oleju palmowego, a także przy budowie nowej infrastruktury: dróg, kolei i mostów.
Kiedy po wojnie, brytyjscy koloniści postanowili się wycofać, a państwo uzyskało niepodległość i stało się dzisiejszą Malezją, okazało się Bumiputra stanowią mniejszość we własnym kraju. Co gorsza, Chińczycy trzymali ręce na lokalnej ekonomii i kontrolowali ponad 90% przedsiębiorstw w kraju. Nie spodobało się to Malajom, którzy uważali się za prawowitych mieszkańców tych ziem i wśród narodów, które przez lata żyły obok siebie w zgodzie, zaczęły pojawiać się poważne napięcia. Nowy rząd, złożony z Malajów postarał się o wprowadzenie licznych przywilejów dla Bumiputra, a tym samym dyskryminację mieszkających w Malezji od wieków Chińczyków i Hindusów.
Malajowie osiągnęli swój cel. Bumiputra są teraz największą grupą etniczną w Malezji, przerwali również chiński monopol ekonomiczny, ale wielokulturowość w Malezji ma się nadal bardzo dobrze i chyba najlepszym miejscem by jej doświadczyć jest właśnie Georgetown. Bowiem prowincja Penang, w granicach której leży miasto, jest obecnie jedyną w kraju, w której Bumiputra nie stanowią większości.
W wielu zakątkach miasta nadal można zobaczyć, jak wierni modlą się w taoistycznych świątyniach zapalając wonne kadzidełka, jak chińscy biznesmeni popijają zieloną herbatę w lokalnych restauracjach, jak działa chińska mentalność skupiona na dążeniu do bogactwa i dobrobytu. W Małych Indiach można zjeść wegetariańskie samosy i podziwiać piękne kobiety owinięte w tradycyjne sari i połyskujące złotą biżuterią. Historia tego miasta widoczna jest na każdym kroku, w reprezentacyjnych kolonialnych budowlach, w urządzonych z przepychem chińskich rezydencjach, a przede wszystkim w charakterystycznych dwupiętrowych kamienicach, które spajają architektonicznie wszystkie duże miasta Malezji.
Malezja to kulturowy unikat. Państwo które za wszelką cenę stara się tę unikalność zniszczyć, ale lata historii robią swoje i pewnie przez długi czas w Malezji nie zmieni się wiele. I bardzo dobrze, bo taką właśnie Malezję lubimy, taka Malezja nas przyciąga i fascynuje. A najbardziej ze wszystkich miejsc właśnie Georgetown ze swoim niepowtarzalnym charakterem.
Więcej zdjęć z Georgetown w galerii:
Georgetown 24-26.11.2012 |
Pięknie tam i Wasze zdjęcia fantastycznie to oddają!!! dlatego MariOlka cała w skowronkach, bo do Malezji za dni kilka uderza, yeah:))))) pozdrowienia z Ko Phi Phi
Georgetown jest super! I koniecznie jedźcie na Perenthians! Wszyscy zachwycają się tymi wyspami, ale my niestety nie byliśmy…
Świetne zdjęcia
Super tekst i fantastyczne zdjęcia! Mam nadzieje ze jeszcze kiedyś tam wrócę pozdrawiam
Hej Paczki!
Kiedy będziecie w Australii, bo mamy dla Was towarzyszy podróży 😉
Trzymajcie się szaleńcy.
Odpowiedźcie na maila.
Buziaki, Tofilscy