23-25.07.2012 Jezioro Khovsgol
Jedziemy konno wzdłuż brzegów krystalicznie czystego jeziora Khovsgol. Widoki są przepiękne, niestety pogoda nie dopisuje: jest chłodno, wietrznie i od rana siąpi deszcz. Gdy ulewa rozpoczyna się na dobre, jesteśmy już daleko od naszych namiotów i nie bardzo wiemy co robić. Wtedy na skraju lasu widzimy jurtę, z której kusząco unosi się dym. Zatrzymujemy konie, przywiązujemy je do pobliskich drzew i bez pukania wchodzimy do środka. Wita nas przyjemne uderzenie gorącego powietrza oraz widok rodziny odpoczywającej przy piecu od codziennych obowiązków. Na łóżku po lewej stronie śpi młody mężczyzna, nie zwracając uwagi na nasze przybycie. Po prawej stronie starsza kobieta leży na podłodze, a ponad nią na łóżku młoda dziewczyna z trójką dzieci. Kobiety natychmiast podnoszą się by nas powitać: młodsza nalewa do misek herbaty z mlekiem i solą, a najstarszy chłopiec kroi dla nas chleb. Rozwieszamy przemoknięte kurtki na żebrach jurty i usadawiamy się w kręgu naokoło pieca. Rozgrzewamy zziębnięte dłonie, popijamy ciepłą herbatą, która smakuje tak dobrze jak nigdy i zagryzamy puszystym chlebem. Próbujemy porozmawiać z dziewczyną i dowiadujemy się, że ma zaledwie 20 lat, a najstarszy z chłopców to jej brat. Z kolei dwójka pozostałych, to jej dzieci, a na łóżku obok śpi w najlepsze jej mąż. Jej rodzina, ma stado koni, które mijaliśmy pasące się u wybrzeży jeziora. Oprócz tego ich głównych dochodem jest sprzedaż ryb z jeziora. Kupujemy wszystkie, które mają akurat w jurcie: są pyszne, świeżo uwędzone, a ich mięso rozpływa się w ustach. Wreszcie jakiś składnik lokalnej kuchni, którym możemy się delektować do woli. Siedzimy w milczeniu rozkoszując się ciepłem, ciszą i zapachem ryb. Po godzinie deszcz słabnie, aż wreszcie ustaje. Żegnamy się z naszymi gospodarzami, bierzemy pozostałe ryby ze sobą i kontynuujemy jazdę wzdłuż brzegów jeziora.
Philipp, nota bene dziennikarz, stwierdził że ta sytuacja byłaby dobrym rozpoczęciem artykułu. Dla mnie, jest doskonałym zakończeniem, esencją pobytu w Mongolii. Spotkania z ludźmi w jurtach, ich gościnność, bliskość natury, prostota życia – to przyciąga jak magnes.
Wieczorem oprawiliśmy świeże ryby i upiekliśmy je na ognisku, by potem przez dłuższy czas zastanawiać się dlaczego będąc w domu, nigdy nie mamy na to czasu. Nie trzeba wyjeżdżać do Mongolii, żeby przeżyć podobne chwile, wystarczy wziąć namiot i pojechać w zapomniane zakątki Polski. Takie jest nasze postanowienie po powrocie!
Więcej zdjęć z jeziora Khovsgol w galerii:
Mongolia Północna 23-25.07.2012 |
narobiliście mi smaka na wędzoną rybę 😉
zdjęcia jak zwykle…
Jesteście niesamowici!
Wspaniałe chwile, gromadźcie ich jak najwięcej.
ps. Marcin, Barca ma 5pkt przewagi nad Realem 😉
Czytając ten tekst też mi od razu przyszło na myśl, że w Polsce musi być pełno takich opustoszałych, pięknych miejsc do odkrycia. Czytam Wasze relacje od początku i nie przestaję się zachwycać. Pozdrawiam!
Z pewnością! Tylko trzeba włożyć więcej czasu i energii żeby je znaleźć, ale są tam i po powrocie będziemy szukać!