„Jiquilillo reprezentuje wszystko to, co sądziłeś, że istnieje już tylko w opowieściach zaczynających się słowami: Musiałbyś zobaczyć jak wyglądało to miejsce x lat temu, kiedy byłem tu pierwszy raz.
Niekończąca się, szeroka plaża, fotogeniczna wioska rybacka położona nad brzegiem morza, gdzie podczas odpływu, zachodzące słońce odbija się złotem i czerwienią na mokrym piasku, a zamglony Wulkan Cosigüina wznosi się na północy.”
Im dłużej podróżujemy, tym mniej polegamy na Lonely Planet. Backpackerska „Biblia” myli się coraz częściej i naszym zdaniem, z wydania na wydanie, jest coraz mniej BACKPACKERSKA. Tym razem jednak miała racje i choć (ha ha, mam wrażenie że piszę to już po raz setny) nie przepadamy za plażowymi klimatami, to Jiquilillo nas zachwyciło! Ta mała wioska na wybrzeżu Pacyfiku ma wszystko czego od nadmorskiej destynacji oczekujemy: piękną plażę tylko dla nas, spokojne miejsce do zamieszkania, dobrą rybę i doborowe towarzystwo innych turystów, których można policzyć na palcach jednej ręki.
Nie do końca się zgadzamy z tym, że Jiquilillo jest fotogeniczne. Ot, kilkanaście chat skleconych naprędce, ani czystych, ani urokliwych, po prostu spełniających swoją funkcję. Za to plaża… plaża jest dokładnie taka: nieskończona, szeroka, wysypana bladoszarym, wulkanicznym piaskiem. Najlepsza „droga” w Nikaragui! Podczas odpływu jeździliśmy po krawędzi oceanu, wpatrzeni w horyzont przed nami, dopóki rzeczne estuarium nie powstrzymało naszej fantazji. I z powrotem, kilkanaście kilometrów gładkiej tafli, zapach słonej wody, morska bryza we włosach…
Nie byłoby jednak tak fajnie, gdyby nie Rancho Tranquilo, gdzie zatrzymuje się większość z tych niewielu gringos, którzy zdecydują się do Jiquilillo przyjechać. Nie jest to jeden z tych popularnych, hipisowskich hosteli, jakich wiele na wybrzeżu, ale naprawdę spokojne, przyjemne miejsce, gdzie można oderwać się od rzeczywistości na kilka dni. Śniadanie z widokiem na plażę, odpoczynek z książką w hamaku, kąpiel przy zachodzącym słońcu – tak wygląda dzień spędzony na ranczu, a my właśnie takich kilku leniwych dni potrzebowaliśmy.
Więcej zdjęć z Jiquilillo w galerii:
Plaża Jiquilillo 04-05.10.2014 |
przepiękne widoki tak twardo na plaży że można motorem jeździć ? 😛
Tak, podczas odpływu po mokrym piasku!
kocham takie odludzie !! pozdrawiam !!
Prawie Salwador. Może jednak wsąpicie 😀 ?
Haha, za późno!
Krótkie pytanie: jesteście tam jeszcze? Jeśli tak to do kiedy? Pytam bo 4 lutego ląduje w Manadze po raz drugi (tym razem nie sam ) i miło by było poznać was:)
Niestety! Już nie jesteśmy nawet w Nikaragui Szkoda…
W takich miejscach, im mniej turystow tym lepiej;)
I ja bym chętnie kawałkiem plaży tak się przeszedł, przejechał i podziwiał Czy na tej plaży jest wylęgarnia żółwi ?
Tak, za miedzą od hosteliku jest program ochrony żółwi. Można wypuszczać małę żółwiki do morza! Za darmo!
fajne miejsce… zwłaszcza w zachodzącym słońcu.
a gdzie te „sklecone” chaty?
No my mieszkaliśmy dość daleko od wioski, więc chat nie ma
Kusicie coraz bardziej Ameryką Południową! Uwielbiam takie miejsca jak to! Pozdrawiam z Indonezji
Miejsce wygląda fantastycznie I te małe żółwiki jakie słodkie!
Zdjęcia genialne, ale oczywiście żółwiki kradną cały post
Rewelacja, właśnie się zastanawiałem, gdzie jeszcze można znaleźć takie piękne miejsca, bez dzikich tłumów
CUDOWNIE!
My na Lonely Planet nie polegamy juz od dawna, wiec doskonale rozumiem wasza opinie
A miejsce rzeczywiscie magiczne…