Przed przyjazdem do Stanów nie mieliśmy wygórowanej opinii o jedzeniu w Ameryce. Baliśmy się wręcz, że uschniemy na fast-foodowej diecie (w przenośni, na wadze wręcz odwrotnie) i wyjedziemy znużeni wciąż tymi samymi, sztucznymi smakami.
Szybko okazało się w jak wielkim błędzie byliśmy! Od samego początku nasz pobyt w USA wygląda jak kulinarne tournee po różnych zakątkach świata. Przez nieco ponad tydzień w Los Angeles codziennie próbowaliśmy innej kuchni, poczynając od meksykańskiej i chińskiej, przez wietnamską, indyjską, japońską i irańską, a kończąc na bardziej popularnych: włoskiej i oczywiście amerykańskiej. A wybór był znacznie większy! Nie starczyło nam czasu na wszelkie kuchnie Ameryki Południowej, ani na polskie pierogi w restauracji o wdzięcznej nazwie Warsaw. Najbardziej szokujący był jednak fakt, że nie zjedliśmy żadnego przeciętnego dania – wszystkie były wyśmienite! A to zasługa ogromnej ilości imigrantów, którzy składają się na amerykańskie społeczeństwo, a którzy muszą przecież gdzieś napełniać żołądki. A gdzie jedzenie jest najlepsze, jeśli nie w rodzinnym kraju?
Azjatyckie wspomnienia szybko powróciły: przy najlepszych Dim-Sumach jakie jedliśmy od czasu pobytu w Chinach prawie dwa lata temu, przy Pad-Thai prawie tak dobrym jak w najlepszej restauracji w Bangkoku, przy pysznej zupie Pho oraz indyjskich potrawach przygotowywanych przez Gagana – naszego gospodarza z couchsurfingu, które okazały się lepsze od swoich pierwowzorów. Ale nie można mieszkać w Stanach i jeść ciągle po azjatycku, nie ważne jak pysznie by nie było. Aby lepiej wczuć się w amerykański klimat, musieliśmy choć przez jeden dzień żywić się jak typowy Amerykanin: kalorycznie, tłusto i niezdrowo.
Przez wyruszeniem na kulinarne łowy, zrobiliśmy wywiad środowiskowy i okazało się, że π zamawianie jedzenia na wynos, to można by powiedzieć codzienny rytuał Amerykanów. Prawie 90% mieszkańców Stanów Zjednoczonych deklaruje, że zamawia jedzenie z dowozem przynajmniej raz w tygodniu, przy czym aż 15% robi to codziennie! Potrawy, które najczęściej pojawiają się na liście zamówień, to pizza i chińszczyzna – co możemy sprytnie zauważyć w wielu amerykańskich filmach. Amerykanie są zwykle wierni znanym markom i rzadko składają zamówienie z nowych restauracji. Ciekawym zjawiskiem jest również częste pakowanie jedzenia na wynos, którego nie zdołaliśmy zjeść w restauracji, a to wszystko przez ogromne porcje dań, które zazwyczaj są serwowane w rozmiarach XXL.;) π Jedzenie online możecie zamawiać również w Polsce! Sprawdźcie stronę PizzaPortal.pl
Nasz dzień pod amerykańską banderą zaczęliśmy od typowo amerykańskiego śniadania w postaci sadzonego jaja okraszonego dużą ilością tłustego bekonu, podawanego z tostowanym, białym chlebem. Kilka dni później zrobiliśmy też puszyste amerykańskie naleśniki z proszku polane syropem klonowym i do dziś nie możemy się zgodzić, które z tych dań jest bardziej niezdrowe i tuczące. Jedno jest pewne: po obu z nich jest się sytym przez cały dzień i wciśnięcie burgera na obiad graniczy z cudem. Ale to właśnie buła z mięsem jest gwiazdą amerykańskiej kuchni (i z tego co słyszeliśmy ostatnio również polskiej), nie można więc było tego rarytasu pominąć. Zaczęliśmy z górnej półki: w restauracji zamówiliśmy wykwintnego burgera z francuskim serem oraz rukolą i choć tak wspaniale rozpływał się w ustach, to nie do końca pasował do naszego wyobrażenia typowo amerykańskiego obiadu. Następnym razem wybraliśmy lepiej – lokalną sieciówkę, a la McDonald’s tylko o niebo lepszą. Restauracje In-n-Out, zlokalizowane tylko w południowo-zachodnich stanach, a popularne głównie w Los Angeles, serwują ponoć najlepsze, tanie burgery w mieście. I choć buły były ogromne i zadziwiająco dobre z dużą ilością warzyw i soczystym mięsem, to chyba najbardziej spodobało nam się samo miejsce. Jadalnia, dokładnie taka, jaką sobie wyobrażaliśmy: wystrój jak z lat 60-tych, obsługa w retro fartuszkach, krzesła przyczepione do stolików oraz ci wszyscy ludzie, bez pamięci zajadający się burgerami. Do USA możecie polecieć dzięki Fly.pl – sprawdźcie tutaj.
Klimat jak ze starych filmów, a że słowa nie są w stanie wszystkiego wyrazić, zmontowaliśmy dla Was klip, prosto z amerykańskiej burgerowni:
Ta różnorodność smaków i kultur jest chyba najlepszą, tuż za super muzeami, rzeczą w stanach.
Jeszcze jest najlepsza liga koszykówki 😉
I see marcin and myself there 😀
Gagan the post is about the best food we had in USA! With your being the TOP 1
Penie tego nie opublikujecie, ale co tam. Bloga przeczytałem całego i to co robicie teraz woła o pomstę do nieba. Rozumiem, że trzeba zarabiać, ale nachalne reklamy wtrącone w tekst po prostu rażą. Zarzut do całości też mam taki, że szkoda, że pokazujecie „photoshop reality”, a nie prawdziwe piękno odwiedzanych miejsc.
Pewnie, że opublikujemy, krytyka też jest ważna, ale czy dwa sponsorowane zlecenia w ciągu 2 lat to naprawdę tak dużo? Przyjmujemy tylko te propozycje, które nie ingerują bezpośrednio w nasze wpisy i są pokrewne z tematyką naszego bloga. A w kwestii zdjęć… no cóż niektórym się podobają
Raf ma trochę racji. zdjęcia są napompowane w Lightroomie do granic możliwości. Pokazują nierealną, wyidealizowaną rzeczywistość, której nikt nie doświadczy odwiedzając te miejsca. Nie od dziś wiadomo, że na fotografii wszystko wygląda znacznie piękniej. Z drugiej strony zdjęcia tak podrasowane, choć sztuczne, zdecydowanie bardziej zachęcają do podróżowania i zobaczenia tych miejsc na własne oczy, dużo bardziej niż zwykłe nieoszlifowane kadry. Z trzeciej strony na swojej stronie nie pokazujecie rzeczy brzydkich (żebraków, biedy w krajach które odwiedzacie, ruiny, itd.) zdjęcia tych rzeczy choćby i najlepszym pełnoklatkowym aparatem robione i nie wiem jak obrabiane nigdy nie będą piękne bo pokazują cierpienie, ból, bezsilność, rozpacz niekiedy (moja osobista opinia)
Marku, dziękujemy za konstruktywny komentarz. Masz racje, że pokazujemy głównie piękne strony świata, ale to dlatego że tak właśnie ten świat postrzegamy. Fotografia to sztuka i jest bardzo subiektywna. W tym właśnie tkwi jej piękno. Nie staramy się dogodzić każdemu, pokazujemy to co nam się podoba i zdajemy sobie sprawę, że nie każdy będzie podzielał nasze zdanie. Pozdrawiamy!
In-N-Out to ciekawe miejsce. Czy zwróciliście uwagę na numery wersów z Biblii, które dyskretnie umieszczono na spodzie papierowego kubka i torebce, w której jest burger?
Nie zauważyliśmy! Ale fajnie, że mają sekretne menu – na pewno przyciąga. A burger też niczego sobie.
Gratuluję odwagi, to się nazywa Podróżować Widoki przepiękne i na pewno już dawno zapomnieliście pierwsze pakowanie i wyjazd 😀 Szerokiej drogi!
Restauracja w Los Angeles nazywa się Warszawa, a nie Warsaw
jeżeli chodzi o burgery w In-N-Out to są chyba rzeczywiście super, najlepsze chyba z wszystkich Fast-Foodów Jeżeli chodzi o Wasze zdjęcia to są super i te miejsca też tak super wyglądają, a jak komuś się nie podoba to po co czyta Waszego bloga. Dotyczy to też reklam – mnóstwo ludzi zarabia na blogach i dlaczego Wy nie macie? Ale to jest polska zazdrość – nie przejmujcie się tym i jeżeli ktoś chce zamieścić reklamę to to róbcie, a jak kogoś to razi to niech nie wchodzi na Waszego bloga
Dziękujemy za podbudowujący komentarz A za błąd w nazwie restauracji przepraszamy.
Zwiedzić tyle pięknych miejsc. Gratuluje wrażeń, inspirujecie do podbojów świata. Ale jak patrzę na te fotki to zamarzył mi się amerykański stek rodem z amerykańskich filmów i seriali. Taki średnio wypieczony….omomom. A Wam kilometrów życzę w Nowym Roku!
Problem jest taki, że w USA jedzenie jest bardzo kaloryczne i napompowane węglowodanami, a zdrowsze jedzenie jest droższe i nie każdy podróżujący może sobie na to pozwolić. Warto spróbować tej ‚legendarnej’ pizzy za dolara, ale nie można się tym żywić cały czas. :/
Prawda. Można też gotować samemu