Według przewodnika Sapa to raj dla turystów – chłodne miasteczko w górach na północy Wietnamu, pełne kolorowych grup etnicznych, które uprawiają tarasy ryżowe w malowniczych dolinach. Mieszkają tu Czarni, Biali i Kwieciści Hmongowie oraz Czerwoni Dzao, z ogromnymi turbanami na głowach. Każda grupa nosi inne stroje: od czarnych, ozdobionych jedynie delikatnymi wstawkami strojów Czarnych Hmongów, po wielokolorowe, pasiaste spódnice Kwiecistych Hmongów. Dla każdego fotografa, uchwycenie tylu kultur w jednym miejscu, to nie lada gratka.
Nam Sapa jednak nie było przychylne. Można powiedzieć, że znowu mieliśmy pecha. W dzień przyjazdu, straciliśmy czas na, kompletnie niewartą tego, turystyczną wioskę Cat Cat. Dwa kolejne dni lało od rana do wieczora, tak że wychodziliśmy z domu jedynie po piwo i czipsy, aby umilić sobie czas przed najnowszą częścią Batmana. Czwartego dnia wypożyczyliśmy skutery i jak tylko przekroczyliśmy granice miasta znowu zaczęło padać. Po raz kolejny nie było nam dane zobaczyć tarasów ryżowych w całej okazałości.
Sapa ma duży potencjał, ale jest też bardzo turystyczne. Pozostanie w mieście właściwie nie ma sensu, do Sapa przyjeżdża się po to, by zaraz z niego wyjechać w kierunku okolicznych wiosek. Gdybyśmy dostali szansę, jeszcze raz zaplanować nasz pobyt, a pogoda byłaby bardziej sprzyjająca, z pewnością wyglądałoby to tak:
1. Lokalny targ – to w zasadzie jedyne ciekawe miejsce w samym Sapa. Najlepsza zupa pho w całym Wietnamie, na jednym z obskurnych stoisk, obleganych przez lokalesów. Dodatkowo trochę turystycznych sklepów z wyjątkowo ładnym lokalnym rękodziełem. Tradycyjne tkaniny, biżuteria i patchworkowe maskotki. Trzeba tylko uważać na dział mięsny, żeby przypadkiem nie natknąć się na wiszące bezwładnie, słodkie łapki małego pieska…
2. Homestay w wiosce Hmongów – po udanych zakupach i z pełnym żołądkiem trzeba natychmiast ewakuować się z Sapa do otaczających je wiosek. My widzieliśmy je tylko przez moment, a i tak wywarły na nas duże wrażenie. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że to najładniejsze wioski, jakie widzieliśmy w całej Azji Południowo-Wschodniej. Warto byłoby zorganizować sobie nocleg na noc lub dwie u lokalnej rodziny, by choć trochę poznać ich styl życia. No i spodziewam się, że widok na tarasy ryżowe o świcie jest niesamowity!
3. Skuterem do doliny słońca – podczas gdy Sapa leży w najbardziej deszczowej prowincji w całym Wietnamie, zaraz po sąsiedzku jest prowincja najbardziej słoneczna. Wystarczy pół godziny jazdy motorem i z deszczu wjeżdża się do wspaniałej, słonecznej doliny. W wersji optymistycznej, gdy w Sapa nie pada, również warto się tam wybrać dla powalających widoków z przełęczy.
4. Targ miłości – to nie konieczność, raczej miłe urozmaicenie, jeżeli ktoś akurat jest w Sapa w sobotę. Tańce i muzyka towarzyszą młodym chłopcom i dziewczętom w znalezieniu partnera. Na ile jest to autentyczne, a na ile turystyczne – ciężko stwierdzić, ale i tak miło popatrzeć.
Gdyby taki plan udało się zrealizować, pewnie wyjechalibyśmy z Sapa zachwyceni. W rzeczywistości czuliśmy lekki niedosyt. No dobrze, niedosyt był ogromny. Nie zobaczyliśmy tarasów w pełnym słońcu, wioski widzieliśmy tylko przez chwilę, a najgorsze, że nie mieliśmy czasu na poznanie tamtejszej kultury. Za to teraz mamy masę pretekstów, aby wrócić.
Więcej zdjęć z Sapa w galerii:
Sapa 05-08.09.2012 |
Świetnie wrócić pamięcią do tych wszystkich miejsc. Ja będąc w Sapa także nie miałem szczęścia do pogody i gdy dotarłem skuterem na wspomnianą przez Was przełęcz byłem tak zmarznięty, że przykucnąłem w namiocie obok kobiety gotującej coś na palenisku i załapałem się na ciepłą herbatę i jednego batata.
Pozdrawiam
a jak nazywa się ta dolina słońca, do której dojechaliście na skuterze?
Pozdrawiam,
Zuza
O kurcze, już nie pamiętamy wietnamskiej nazwy! Sapa to jedno z najbardziej deszczowych miejsc w Wietnamie, a ta dolina to jedno z najsuchszych – może jak taki opis podacie, to ktoś Wam tam na miejscu pomoże? Pamiętamy też, że jechało się w przeciwną stronę niż na tarasy ryżowe.
a kiedy jest najlepszy czas żeby podziwiać tarasy ryżowe w pełnej krasie?
Kasiu, myśle że w porze suchej czyli od listopada do maja.
Wasz blog jest super, i stał się inspiracją dla mnie i chłopaka do podobnego przedsięwzięcia . Czy mogłabyś powiedzieć jak dostaliście się z Chin do Sa Pa? Chodzi mi o środek lokomocji i mniej więcej długość podróży.
Pozdrawiam
Niezmiernie miło nam to słyszeć! Jeśli chodzi o przejazd z Chin to Sapa, to naszym ostatnim przystankiem w Chinach było Yuan Yang. Stamtąd autobusem pojechaliśmy do granicy z Wietnamem i Lao Cai, skąd minibusem pojechaliśmy do Sapa. Dość proste logistycznie, choć droga z Yuan Yang była dość długa i męcząca. Ale wszystko do zrobienia! Powodzenia!
Homestay w wiosce u lokalnych plemion to zdecydowanie coś co trzeba zrobić w Sapa! Nawet w słabą pogodę warto się wybrać i podejrzeć ich codzienne życie.
Zastanawiam się jak tutaj zorganizować nocleg u lokalnej rodziny w Homestay? Ale też ogólnie. Poprostu pytać, czy oferują się sami?
Emilio, oni są przygotowani na przyjmowanie turystów, więc taki homestay można załatwić w każdej agencji turystycznej.